- Dlaczego zacząłeś pomagać?
- To dobre pytanie. Z jednej strony jest we mnie trochę empatii, ale jest też druga strona medalu. Ale od początku... Przez 7 lat wychowywałem się w Domu Dziecka, nie było wtedy kolorowo. Wiem jak to jest nie mieć nic, znam smak biedy, choć inni mieli jeszcze gorzej. Czuję wewnętrznie, że mogę i chcę pomagać potrzebującym. Z drugiej strony po opuszczeniu Domu Dziecka nie byłem święty. Chęć wolności, lepkie ręce... potocznie mówiąc poniósł mnie melanż. Pewnego dnia obudziłem się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie i powiedziałem sobie: Przemek, nie tędy droga. Nie chciałem być jak mój ojciec i dziadkowie. Chciałem ruszyć do przodu.
- Skąd pomysł na akurat taką formę pomocy?
Od dawna z Robertem Zwierzchowskim robiliśmy muzykę – hip-hop na większą lub mniejszą skalę. Czasem szło nam lepiej i graliśmy większe koncerty, a czasem się nie udawało „wepchnąć”. Pomyślałem, że jeśli nam ciężko jest się wbić gdzieś na salony, to musimy sami stworzyć ten salon. Kiedyś podczas rozmowy z dyrektor Gimnazjum nr 1 w Kutnie, panią Grażyną Mosiej, dowiedziałem się o zbiórce dla dzieciaków z domu dziecka. Postanowiliśmy dołączyć się do akcji i zagrać koncert charytatywny. I tak w 2011 roku miał miejsce pierwszy koncert „Łączy nas jeden cel”. Od tamtej pory robimy różne akcje, np. 26 kwietnia tego roku w Centrum Teatru, Muzyki i Tańca, gdzie udało nam się zebrać 250 kg żywności lub sierpniowy mecz dla Niezabudki - zebraliśmy wtedy ok. 2,5 tys. zł. Nie jest to może dużo, bo na wykupienie budynku potrzebnych jest 50 tys., ale wierzę, że z każdą akcją będzie lepiej. Ludzie lubią pomagać.
- Pracujesz zawodowo, masz małe dziecko... gdzie znajdujesz czas na działalność charytatywną?
- Pracy jest sporo: trzeba szukać sponsorów, chodzić, prosić, pisać podania... Po nocach zapałki w oczach i do pracy. Potrzebne jest duże samozaparcie. Na początku moje działania wywoływały śmiech u niektórych. Pytali: po co? Kutno jest specyficznym miastem – jak coś zrobisz, to ci zazdroszczą, albo rzucają kłody pod nogi aby się przewrócić. Na początku śmiali się ze mnie, że biegam tu i tam. Trochę też zaniedbałem przez to rodzinę, ale myślę, że to wszystko dzisiaj plusuje.
- Jak często spotykasz się z odmową pomocy przy projektach?
- Często spotykam się nie tyle z odmową, ale pytaniem: „Co ja będę z tego miał?”
- I co odpowiadasz?
- Prestiż, reklamę, zrobisz coś dobrego i może wtedy będziesz się lepiej czuł. Odpowiedzi są różne: zadzwonimy, odpiszemy, poczekaj. Wiele osób obiecywało pomoc i do tej pory jej nie ma. Ale zawsze przygotowuję sobie dwie strategie: jak nie tu, to tam i szukam dalej.
- Jakie akcje charytatywne masz w najbliższych planach?
- Poprzeczkę trzeba sobie podnosić. Mam pewien duży plan, na razie nie chcę zdradzać szczegółów, mogę tylko powiedzieć, że dotyczy szpitala. A wcześniej drift z Tobiaszem Puścianem oraz turniej rewanżowy w halówkę.