Riki (bo tak została nazwana ptasia przyjaciółka pani Marleny) tylko z pozoru wyglądała na zwykłego wróbla. Rzadko jednak można oglądać dzikiego ptaka żyjącego nie tylko z człowiekiem, ale nawet czworonogami i to o myśliwskich korzeniach. Riki potrafiła jeść prosto z widelca, grać w gry na smartfonie, obce jej było życie w klatce. Jak doszło do tego, że znalazła się w domu pani Marleny?
- Znalazł ją pies, najprawdopodobniej wypadła z gniazda. Nie przeżyłaby bez opieki, była tylko lekko opierzonym pisklęciem - wyjaśnia Marlena Janik.
Przypadek? Raczej szczęście w nieszczęściu. Pod opieką pani Marleny poza Riki są jest również dwoje dzieci, psy oraz koty. Jak na ptasie towarzystwo reagowała reszta domowników?
- Psy ochoczo polowały na ptaszka gdy nie patrzyłam, ale ten był sprytniejszy... Za to gdy obserwowałam, wiedziały doskonale, że im nie wolno. Z kotami kontaktu nie było, gdyż do domu nie wchodzą - mówi pani Marlena.
Naturalnym środowiskiem ptaka był dom pani Marleny, który, można powiedzieć, znany był Riki od kołyski. Były próby "zwrócenia" zwierzęcia naturze?
- Były takie próby, jednak Riki nie czuła się bezpiecznie będąc z dala od ludzi, nie miała też wykształconego lęku przed drapieżnikami. Zdarzyło się tak, że wyleciała i spędziła kilka godzin na zewnątrz, jednak ochoczo wróciła do domu, gdy tylko zobaczyła znajomego człowieka i otwarte drzwi od tarasu - opowiada kobieta.
Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy... Riki kilka dni temu, po 6 miesiącach pobytu w domu pani Marleny odleciała za tęczowy most, pozostawiając rodzinę w żałobie.