reklama

Jedyna kobieta w ośrodku dla bestii stanęła przed sądem. ''Marzę o opuszczeniu tego miejsca''

Opublikowano:
Autor:

Jedyna kobieta w ośrodku dla bestii stanęła przed sądem. ''Marzę o opuszczeniu tego miejsca'' - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Region- Nie popełniłam żadnego przestępstwa na tle seksualnym. Zdiagnozowano u mnie chorobę, z którą jest mi bardzo ciężko walczyć. Marzę o normalności - tak mówiła we wtorek kobieta starająca się w sądzie o wyjście z ośrodka w Gostyninie, aby móc leczyć się w zakładzie psychiatrycznym.

Na sali w płockim Sądzie Okręgowym stawili się m.in. 26-lenia pani Janina wraz z pełnomocnikiem, prokurator, sędziowie, protokolant, przedstawicielka Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Pani Janina walczy o możliwość zwolnienia z dalszego pobytu w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Z tego samego miejsca, które powstało z myślą o mordercach i gwałcicielach (później dołączyli także inni pacjenci), dlatego często bywa nazywane ośrodkiem dla bestii. Przebywają w nim osoby, które zdaniem sądu, nie powinny wyjść na wolność.

Sprawa pani Janiny stała się ogólnopolska za sprawą artykułów, wypowiedzi Rzecznika Praw Obywatelskich, a nawet ministra zdrowia. Biuro Rzecznika Praw Pacjenta zwróciło się do prezesa Sądu Apelacyjnego w Łodzi rozpatrującego zażalenie pełnomocników rodziny Janiny na wyrok Sądu Okręgowego w Płocku (to on decyduje o konieczności dalszego przebywania kobiety w ośrodku). Łódzki sąd przekazał sprawę osadzonej do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy w Płocku. Przypomnijmy, że biegli powołani przez sąd stwierdzili, że pani Janina boryka się z zaburzeniami osobowości, nie występuje u niej choroba psychiczna. W kontrze do tej opinii są te pochodzące od lekarzy z KOZZD, którzy zwracają uwagę na objawy choroby psychicznej. Z kolei sama pani Janina podkreśla, że chciałaby się leczyć w zakładzie psychiatrycznym. Powtarza, że nie powinna przebywać w ośrodku. Tym bardziej, że pozostali pacjenci to ponad 70 mężczyzn.

- Nie popełniłam żadnego przestępstwa na tle seksualnym albo dotyczącego pedofilii. Zdiagnozowano u mnie chorobę, z którą jest mi bardzo ciężko walczyć - przyznała pani Janina podczas rozprawy. - Moim marzeniem jest opuszczenie ośrodka, podjęcie leczenia, przystosowanie się do normalnego funkcjonowania. Posiadanie własnego ogródka, psa. Przede wszystkim marzę o normalności. Posiadam wykształcenie zawodowe krawieckie, mam rentę po rodzicach.

Po wyjściu z ośrodków wychowawczych na wolności przebywała w domu u swojej siostry (najdłużej przez miesiąc), która jest jej opiekunem prawnym. Z tego, co zapamiętała, miała wówczas 18 lat. Zapytana o swoje zachowanie, twierdziła, że zdarzały się ucieczki, autoagresja. - Większość życia od 18 roku życia spędziłam w szpitalach psychiatrycznych - dodała. Zapewniła, że teraz cieszy się wsparciem siostry, utrzymują ze sobą kontakt telefoniczny i listowny. Rodzice już nie żyją. - Jeśli opuściłabym ośrodek, na pewno dużo mi pomoże siostra.

Problemy pojawiły się już w wieku dziecięcym, doszło do pierwszych aktów autoagresji, połykała duże ilości tabletek. - Leczę się od dwunastego roku życia, biorę leki farmakologiczne. Zaczęłam leczyć się na zaburzenia osobowości. Od dziecka do pełnoletności cały czas przerzucali mnie po zakładach psychiatrycznych. Pierwszy raz zdiagnozowano u mnie schizofrenię paranoidalną w wieku 18 lat. Po jakimś czasie opuściłam zakład, później znów wróciłam. Prawie rok, mając 20 lat, spędziłam w szpitalu w Bolesławcu. Słyszałam te głosy w swojej głowie, widziałam białe twarze. Usiłowałam zabić dwie osoby, to mój jedyny czyn karalny - przyznała. Pacjentki powiedziały, że kobieta próbowała je udusić. Została skazana za usiłowanie zabójstwa dwóch osób..

Karę przez 3,5 roku odbywała w różnych zakładach karnych, najdłużej, 22 miesiące, była jednak w Łodzi, gdzie postawili diagnozę - kobieta cierpi na schizofrenię paranoidalną. - Sąd, pomimo że chciałam dalej się leczyć, wydał decyzję o umieszczeniu mnie w ośrodku w Gostyninie. Nie zrobiłam krzywdy żadnemu dziecku, nie popełniłam przestępstw na tle seksualnym. Ja nie skrzywdziłabym muchy. Wręcz przeciwnie, podczas pobytów w szpitalach psychiatrycznych jeszcze pomagałam innym pacjentom.

W ośrodku w Gostyninie przebywa od maja 2016 r. W trakcie rozprawy przekonywała, że terapia dużo jej pomogła, nastąpiła "ewidentna" poprawa w jej zachowaniu wobec innych (trwa od roku). Coraz lepiej sobie radzi w porównaniu z tym, co było dwa lata temu. - Obecnie umiem sobie poradzić, staram się zachowywać spokój, sięgać po leki farmakologiczne, które z jednej strony raz działają dobrze, a innym razem słyszę w mojej głowie narastające głosy. Miewam momenty, że widzę białą twarz, która prowadzi mnie do złego. Pojawiają się te wizje, ale rzadziej, wtedy idę po leki. Poprawa jest, ale potrzebuję więcej farmakologii. Leki, które obecnie biorę, na jakiś czas wszystko to zakłócają. Później działanie ustępuje, zmieniają leczenie, zakładają mi pasy i tak w kółko - rozkładała ręce. Prokurator dopytywała o te leki, a pani Janina odpowiadała: - Cały czas mam zmieniane. Bywa, że co drugi dzień trzeba zmieniać leczenie. Był także miesiąc bez aktów autoagresji, bez pasów.

Akty autoagresji polegają na ocieraniu naskórka albo połykaniu różnych przedmiotów (ostatni miała miesiąc temu). Kiedy trzy miesiące temu zaatakowała personel, znów była opięta pasami. - Weszli do pokoju. Zauważyli, że jestem niespokojna. Próbowali podać mi leki uspokajające, a ja nie chciałam. Głosy stwierdzały, abym ich nie brała, bo jestem zdrowa - kobieta opowiadała w sali rozpraw. Ostatni raz białą twarz widziała trzy miesiące temu. - Zaatakowałam jednego z pracowników ośrodka. Głosy, które słyszę, są w stanie mną kierować, ale jestem tak wytrenowana, że idę po leki. Była taka sytuacja, kiedy kazały powstrzymać się od jedzenia. Mówiły, że zostało zatrute.

Dopytywana, czy te ataki, akty autoagresji to poprawa czy nie, pani Janina odparła. - 3,5 roku walczę z agresją. Walczę o to, aby normalnie funkcjonować. Akty agresji zdarzają się rzadziej. Wcześniej były nawet codziennie, każdego dnia przebywałam zapięta pasami na 4 czy 8 godzin.

Prokurator wnosiła, aby stan zdrowia pani Janiny ocenili biegli celem zaktualizowania opinii z 2016 r. Dodała, że oceny powinien dokonać poprzedni zespół biegłych, z kolei pełnomocniczka pani Janiny sugerował dla rzetelności postępowania inny skład zespołu.

- Ponadto wspomniani biegli nie przygotowali się do postępowania w czasie opinii ustnej przed sądem.

Rozprawę odroczono. W tym czasie konieczny będzie zespół biegłych składający się, jak twierdziła sędzia Aleksandra Maria Bartosiak, z dwóch lekarzy psychiatrów i psychologa "na okoliczność zbadania stanu zdrowia uczestniczki rozprawy", ustalenia czy w jej przypadku chodzi o zaburzenia psychiczne w postaci upośledzenia umysłowego, zaburzenia osobowości, czy też cierpi na schizofrenię paranoidalną, ewentualnie na inne zaburzenia psychiczne, a także czy zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez nią czynu karalnego z użyciem przemocy, przeciwko życiu i zdrowiu innych osób, bądź na tle seksualnym. Zlecenie opinii powinno nastąpić w ciągu miesiąca. Wstępnie sąd skieruje się z tą sprawą do biegłej, z którą już współpracował, "cieszy się dobrą opinią sądu", a która dysponuje własnym zespołem.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE