Reklama

Filozofia według Macieja Kaźmierczaka

Opublikowano:
Autor:

Filozofia według Macieja Kaźmierczaka - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia 8 czerwca 2015 roku to data, którą z pewnością zapamiętają lokalni miłośnicy sztuki. Tego dnia odbył się w Kutnowskim Domu Kultury wernisaż prac Macieja Kaźmierczaka, młodego twórcy z naszego miasta. Po uprzednim obejrzeniu prac artysty zostałem mile wyróżniony możliwością odbycia z nim rozmowy.Cezary Grzyb: Jak jest filozofia życiowa Macieja Kaźmierczaka?Maciej Kaźmierczak: Czy ja mam w ogóle jakąś filozofię? (śmiech). Po prostu tworzyć i nie przestawać. Robić to, co się kocha i niczemu nie ustępować.Za tobą pierwszy wernisaż w Kutnowskim Domu Kultury, a masz dopiero 19 lat. Jakie to uczucie?Maciej Kaźmierczak: Cóż, podczas otwarcia wystawy towarzyszyła mi euforia. Jak zauważyłeś w moim wieku to dość niespotykane. Byłem bardzo zadowolony. Pani Kamińska i pani dyrektor Nowacka w miłych i ciepłych słowach przedstawiły mnie na wstępie. To było niezwykłe uczucie.

Piszesz, rysujesz, malujesz, redagujesz. Na koncie posiadasz tryumfy w konkursach ogólnopolskich, w środowisku literackim jesteś powszechnie znany. Nasuwa mi się zatem pytanie – czy jest jakiś ostateczny cel twojej artystycznej wędrówki? Czy istnieje jej krańcowy punkt?

Wydaje mi się, że artysta nigdy nie może być spełniony i osiągnąć jakiegokolwiek ostatecznego celu. Staram się planować kolejne kroki, ale nie cele. Następne posunięcia to nowa książka, opowiadanie, seria grafik (która mogłaby jeszcze raz znaleźć się w KDK – u, czy nawet w innym ciekawym miejscu). Ostatecznego celu dającego mi uczucie spełnienia nie mam. Jeśli mogę nazywać się artystą, to moim zdaniem w życiu twórcy coś takiego w ogóle nie istnieje.

Twoja twórczość jest swoistą manifestacją osobowości – twoich obaw, lęków, refleksji. Kiedy sztuka stała się dla ciebie środkiem dojrzałego wyrazu?

Pierwszą próbą pełnego wyrażenia moich poglądów była seria 'Fatum', która powstała na przełomie 2013/2014. Zaprojektowałem szereg grafik, mających na celu ukazanie ludzkiego losu przeciwności, jakie napotykamy na swojej drodze. Chcąc wskazać szersze ramy, można powiedzieć, że okres ten przypadał na czas mojej nauki w liceum. Szkoła średnia pozwoliła mi się wyzwolić artystycznie. Już w pierwszych miesiącach nauki napisałem powieść. Był to przełom w mojej twórczości – zacząłem wtedy planować konkretne środki wyrazu i metody, za pomocą których chciałem ukazać swoje spojrzenie na świat.

Jestem przekonany, iż na miano artysty zasługujesz w pełni i nie sposób temu zaprzeczyć. Jeden z twoich tekstów głosi: „Ludziom łatwiej jest znieść cierpienie człowieka niż cierpienie zwierzęce”. Czy uważasz, że wrażliwość na ludzką krzywdę w naszych czasach ulega zapomnieniu?

Zagadnienie to postrzegałem jako czysto literackie. W literaturze ludzkie cierpienie ukazywane jest na coraz dziwniejsze sposoby. Jest eksploatowane na różnych polach i według mnie wrażliwość ludzka powoli zanika. Ma to odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdyż zjawisko to staje się powoli powszechnie akceptowane. Chciałbym w swojej twórczości zamanifestować, iż ta ludzka krzywda schodzi dziś na drugi plan. Jednakże tworzę pewien kontrast, poprzez zestawienie bólu zwierzęcego i człowieczego. Odwracam rolę – pokazuję zwierzę jako stworzenie o własnej jaźni, stawiając w pewien sposób znak równości między nim a człowiekiem. Skoro zwierzęta nie umartwiają się, gdyż ich życiem kierują instynkty, to z człowiekiem mogłoby być podobnie. Poza tym reakcje na cierpienia zwierząt, również ich samych, są jednakowe, w przypadku tragedii ludzkiej – nie. Przywykliśmy do takiej krzywdy.

Wspomniałeś o okresie nauki w II LO im. Jana Kasprowicza w Kutnie. Zapisałeś się złotymi literami w historię tej szkoły. Przy masie obowiązków szkolnych jak i tych wynikających z twojej artystycznej działalności znalazłeś czas, aby udzielać się w szkolnej gazecie „C@sper”. Maćku, czy ty miewasz choćby krótkie chwile, kiedy możesz złapać oddech?

Staram się wychwycić takie momenty, gdy mam mniej pracy. Spotykam się wtedy ze znajomymi lub czytam książki, głównie powieści psychologiczno-socjologiczne. Mimo, że chcę się w ten sposób na chwilę odciąć od własnej twórczości, zająć prozą kogoś innego, to jednak staram się wybierać takie pozycje, które mogłyby mnie zainspirować, nauczyć czegoś, pokazać coś, o czym nie wiedziałem, a co może przydać się w mojej własnej pracy. Udzielam się również jako redaktor, często bywa tak, że zamiast skupić się na lekturze, automatycznie wychwytuje błędy czy jakieś nieścisłości, które należałoby poprawić. Bo jednak trudno jest znaleźć książkę idealną (śmiech). Ale gdy już na taką natrafię, gdy mam wolną chwilę, zatapiam się w błogości i staram nie myśleć o niczym innym.

Czy są osoby, którymi się inspirujesz, którym dużo zawdzięczasz, bądź które ukształtowały twoją sztukę?

Wszyscy ci, pośród których żyję mnie inspirują. Choćby zwykłą rozmową pomagają mi w dalszej drodze do realizacji założeń mojej sztuki. Wielu autorów wpływało na to, co tworzę. Posiadam listę autorów i ich książek, dzięki którym to, co robię, przybrało obecne kształty. Jednakże pierwsza osoba, autorytet, który nasuwa mi się na myśl to Witold Jabłoński. W pewnym momencie był moim „Mistrzem i Mentorem”. Starał się kształtować mnie jako artystę. Pokazywał mi drogę i dawał wolną rękę. Dyskretnie mnie kierunkował, dawał przykład. Przez ostatnie lata to on był „ojcem chrzestnym” moich dzieł.

Można nazwać cię człowiekiem sukcesu – do wszystkiego, co osiągnąłeś, doszedłeś sam. Nasi czytelnicy z pewnością chcieliby wiedzieć, dlaczego warto kroczyć swoją ścieżką, nie poddawać się przeciwnością i rozwijać swoje pasje.

W życiu pojawiają się momenty zwątpienia. Jeśli jednak ktoś ma jaką pasję, powinien się realizować i nie może przestawać robić tego, co kocha. Moją miłością jest pisanie, tworzenie grafik. Robię to cały czas, szlifuję swój warsztat. To przybliża mnie to różnych celów, na przykład własnego wernisażu, wydania książki. Nie można porzucać swoich pasji i uśmiercać talentów.

Podpis na jednej z twoich prac głosi „Mój prywatny demon”. Czy Maciej Kaźmierczak posiada swojego prywatnego demona?

Mogę właściwie uznać, że moim prywatnym demonem jest moja sztuka, sama w sobie. Prezentuje różne spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Często za pomocą demonicznego, wykrzywionego obrazu. Dlatego też nie skłamię twierdząc, że moim demonem jest to, co dzieje się mojej wyobraźni.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów artystycznych!

Dziękuję również i pozdrawiam wszystkich czytelników KCI.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE