Gość KCI: Edward Książek

Opublikowano:
Autor:

Gość KCI: Edward Książek - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia O rzekomych niespodziewanych i zaskakujących zdolnościach uzdrowicielskich rozmawialiśmy z radnym miejskim Edwardem Książkiem. Jak twierdzi, dzięki swojemu darowi i szkoleniu w Łodzi udało mu się pomóc już ponad setce osób. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Piotr Horzycki: Jak i kiedy to wszystko się zaczęło?

Edward Książek: Pod koniec października w wyniku żartów odkryłem, że zwykły łańcuszek zaczął samoczynnie bujać się nad moją dłonią. Zacząłem drążyć ten temat i pojechałem do Kielc na trzygodzinne badania w Instytucie Radiestezji i Bioenergoterapii. W międzyczasie pomogłem już kilku osobom. Były realne efekty, ich bóle mijały. Aby dokładnie wiedzieć, jak to się robi, jak oczyścić organizm i gdzie należy dotykać, skończyłem ośmiomiesięczny kurs w Łodzi. Pierwszy egzamin odbył się w Krynicy Górskiej, tam przyszło pięć osób ze schorzeniami. Zdałem, co potwierdzały badania tych ludzi przed i po terapii. Zdałem wszystkie egzaminy państwowe z Cechu Rzemiosł Różnych, co także jest udokumentowane.

P.H.: Na czym polega taka terapia?

E.K.: Pierwszą sprawą jest oczyszczenie organizmu ze złej energii, którą każdy z nas posiada. Należy wyrównać aurę. W człowieku są punkty energetyczne, nie mam tu na myśli czakr. Są to punkty w określonym położeniu, które leczą. Różne choroby można wyleczyć tą drogą, nie ma bariery. Mam jednak tę świadomość, że nie wszystkim da się pomóc. Niektórzy pacjenci są bardziej oporni, trudno do nich dotrzeć. Nie ma takiego mistrza bioenergoterapii, który wszystkim pomoże. Każdy, kto tak mówi, kłamie. Tylko Bóg może wszystko wyleczyć.

P.H.: Jakie schorzenia zdarzają się najczęściej?

E.K.: Bóle kręgosłupa, wątroba, a także kamienie na woreczku żółciowym. Jest na to dowód w postaci USG przed i po zabiegu. Dwa tygodnie po moich działaniach nie było śladu po kamieniach. Oprócz tego bóle żołądkowe i jelitowe leczę „od ręki”. Jeśli z jelitami coś jest nie tak, zwyczajnie kładę ręce na brzuchu i słychać wtedy, jak zaczynają właściwie pracować.

P.H.: Czy korzysta pan z jakichkolwiek dodatkowych przyrządów?

E.K.: Mam zepterowski akupresor, ale bez igieł. To urządzenie elektryczne, dotyka się nim do ciała i wówczas udaje się zlikwidować ból, choć wolę robić to po prostu ręką. Mam także specjalną „trzepaczkę”, miotełkę. Pacjent zamyka oczy, nie trzyma rąk osobno, zaś miotełkę zakłada się na głowę. To urządzenie bardzo uspokaja, uruchamia punkty – meridiany i leczy. Po otwarciu oczu obraz świata staje się przejrzysty. Innych przyrządów nie używam, od tego są lekarze. Ja tylko pomagam, a lekarz leczy.

P.H.: Jakie nietypowe przypadki miał pan w ciągu ostatnich miesięcy?

E.K.: Miałem kobietę z paraliżem, nie ruszała nogami ani rękami. Udało się jej pomóc. Pewne punkty w ciele człowieka odpowiadają także za paraliż. Nie rozumiem, dlaczego lekarze tego nie wykorzystują, przecież wiedzą o tych punktach.

P.H.: Ile średnio trwa terapia u pana?

E.K.: To zależy od schorzenia. Przykładowo paraliż udało się wyleczyć dopiero po siódmej wizycie. Generalnie jednak wystarczą 3-4 spotkania i jest widoczna poprawa. Czasami od razu udaje się pomóc, zwłaszcza z dodatkowym masażem. Robię to delikatnie, nie naciskam, a mimo to pomaga. Mięśnie rozluźniają się wtedy, schodzą z nich napięcia.

P.H.: Tak więc każdy, kto cierpi na jakieś dolegliwości, może zgłosić się do pana?

E.K.: Boję się raka, bo każdą chorobę można przejąć, jeśli niewłaściwie oczyści się organizm. Niedługo odbędzie się kurs poświęcony rakowi, pewnie wezmę w nim udział, bo bardzo chciałbym rozpracować tę chorobę. To piękna specjalizacja. Wyciągnięcie choćby jednego człowieka z tego byłoby już wielkim osiągnięciem. Bardzo mnie cieszy, kiedy można zwyczajnie komuś pomóc. Nie biorę za to pieniędzy, liczy się sama satysfakcja. Udało mi się już z setką ludzi i dopóki będę mógł, będę robił to za darmo. Kiedy przychodzi ktoś biedny, często wzięcie nawet 10 zł wydaje mi się nieprzyzwoite i krzywdzące.

W chwili przeprowadzania wywiadu był obecny młody absolwent kutnowskiej szkoły średniej. — Pewnego dnia skręciłem obydwa stawy skokowe. Po zwykłym leczeniu dalej bolał mnie lewy staw. Przyszedłem do pana Edwarda na zabiegi i po dwóch wizytach ból minął. Od miesiąca praktycznie go nie odczuwam – mówi Dorian Koralewski.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE