Gość KCI: Justyna Baranowska i Paulina Kłys

Opublikowano:
Autor:

Gość KCI: Justyna Baranowska i Paulina Kłys - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia O przeprowadzonej akcji zbierania podpisów w ramach "Dnia bez futra", wrażliwości na los zabijanych zwierząt, zainteresowaniu mieszkańców miasta oraz o wegetarianizmie rozmawialiśmy z Justyną Baranowską i Pauliną Kłys, uczennicami klasy Ie z I LO im. J. H. Dąbrowskiego w Kutnie. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Piotr Horzycki: Co skłoniło was do przeprowadzenia po raz drugi akcji "Dzień bez futra" w Kutnie?

Justyna Baranowska: Zwierzęta trzymane są w okropnych warunkach. Nie są właściwie karmione, zabijają siebie nawzajem. Nikt nie powinien się na to godzić. Gdyby ludzie mieli większą wiedzę na ten temat, nie kupowaliby futer naturalnych. To taka dziwna stara moda, chęć pokazania swego statusu społecznego. Chcemy się temu sprzeciwić. w Wielkiej Brytanii, Holandii i Austrii jest już zakaz hodowli zwierząt dla futer. Walczymy o to, by taki zakaz wprowadzono również w Polsce.

Paulina Kłys: Żyjemy w takich czasach, że zabijanie zwierząt nie jest potrzebne dla przemysłu i handlu. Czy można tak po prostu zabić człowieka, wykorzystać go? A czy zwierzę można? Każdy powinien sobie na to pytanie odpowiedzieć. Mnie poruszył los zwierząt zabijanych tylko dla futer.

PH: Ile podpisów udało się zebrać w tym roku i co się z nimi stanie?

JB: Akcja odbywa się już po raz drugi, tym razem udało nam się ją przeprowadzić bardziej dobitnie. Zebraliśmy prawie 700 podpisów. Teraz wyślemy je do Stowarzyszenia Empatia w Warszawie, która przekaże je na ręce Prezydenta, Premiera, ministrów, posłów i senatorów. Jeśli tegoroczna edycja akcji nie przyniesie rezultatu, przeprowadzimy ją ponownie za rok.

PK: Dzięki Gimnazjum nr 2 w Kutnie zebraliśmy aż 420 podpisów. Zajął się tym samorząd szkolny. Gimnazjalistom najwyraźniej spodobała się akcja.

PH: Jak nauczyciele zareagowali na waszą inicjatywę?

JB: Nauczyciele się ucieszyli, wychowawca zapytał, czy potrzebujemy pomocy. Dyrektor Zawadzki także był pozytywnie nastwiony i pomógł w organizacji. Także dyrektor Gimnazjum nr 2, Juliusz Sieradzon był dla nas życzliwy, pozwolił przeprowadzić akcję także w swojej placówce. Z kolei Jarosław Makowski z KDK udostępnił nam rekwizyty, pomógł z kopiowaniem plakatów i list z podpisami.

PH: A jakie były reakcje waszych rówieśników? Jak reagowali przechodnie na ulicy?

JB: Dużo osób podchodziło do nas i mówiło, że to dobry pomysł. Pytali, czy mogą się przyłączyć. Myślę, że akcja przyjęła się. Na ul. Królewskiej ludzie różnie reagowali. Jedni sami dochodzili, chwalili inicjatywę. Jedna pani chciała od razu wpisać piętnaście osób z rodziny (śmiech). Niektórzy ludzie interesowali się samym happeningiem, pytali, co to jest i podpisywali. Jeśli natomiast ktoś nie był zainteresowany, po prostu odchodził bez słowa.

PH: Jakie jest wasze zdanie na temat wegetarianizmu?

JB: Jestem wegetarianką od kilku lat. Nie podobało mi się, że jem zwierzęta, dziwnie się z tym czułam. Pojechałam na Woodstock, tam w ciągu kilku dni przyzwyczaiłam się do nie jedzenia mięsa i tak zostało. Niektórzy pytają mnie, jak wytrwać w wegetarianizmie. Udzielam im wskazówek, ale też nie przekonuję specjalnie do tego.

PK: Ja postanowiłam przejść na wegetarianizm miesiąc temu. Podziwiałam Justynę, że potrafi tak długo wytrwać w tym, że ma tak silną psychikę. Okazuje się, że parówki sojowe są lepsze od zwykłych, nie mają cholesterolu (śmiech). To jest tak naprawdę indywidualna sprawa każdego człowieka, nie zamierzam namawiać nikogo na siłę. Ciężko jest z dnia na dzień przestawić się na inne żywienie. Lepiej jest robić to stopniowo.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE