Jeszcze się nie urodził, a już potrzebuje pomocy. Kutnianka apeluje o życie dla Olusia

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Ten dramat rozpoczął się jeszcze przed narodzinami. Pani Aleksandra Skotnica miała urodzić bliźniaki, gdy okazało się, że jeden z nich umarł już w łonie matki. Wkrótce potem wiadomo, że i życie drugiego dziecka wisi na włosku, a pomóc może jedynie ciężka operacja tuż po narodzinach. Pomoc medyczna jednak kosztuje, na szczęście wszyscy możemy pomóc. - Jestem przerażona. Proszę z całego serca wszystkich o symboliczne wpłaty - mówi matka nienarodzonego Olusia.

- Jestem obecnie w 39 tygodniu ciąży. Na co dzień zajmuję się domem i dwójką starszych dzieci. W grudniu okazało się, że ponownie zostanę mamą, na dodatek bliźniąt. Byłam w ogromnym szoku, zastanawiałam się jak sobie poradzę, ale w głębi serca cieszyłam się - opowiada pani Aleksandra. - Na pierwszych trzech wizytach kontrolnych było wszystko w porządku. Natomiast na czwartej, usłyszałam coś, co zwaliło mnie z nóg. Jeden płód obumarł, serduszko nie bije. Nie ukrywam że na chwilę świat mi się zawalił, zadawałam pytania sobie dlaczego akurat mnie to musiało się zdarzyć. Widocznie tak musiało być.

Okazało się jednak, że to dopiero pierwszy cios dla pani Aleksandry.

- Drugie dziecko (synek) rozwijało się bardzo dobrze - wręcz książkowo. Wszystko było w porządku - opisuje kutnianka. - Oczywiście miałam przepisane leki, by tą ciążę utrzymać, bo było ryzyko że drugie również stracę. Miesięcznie na leki i wizyty wydawałam około 900 zł. Wizyty musiały być często, średnio co dwa tygodnie. Na badaniu połówkowym dowiedziałam się że synek ma wadę serduszka - d-TGA (przełożenie wielkich pni tętniczych) i czeka go ciężka operacja po porodzie. Wada jest na tyle poważna, że od razu jak tylko się urodzi, będzie miał problem z przepływami płucnymi i natychmiast zabiorą go na blok operacyjny. Mój świat po raz kolejny się zawalił. Mam dwójkę dzieci zdrowych, zastanawiam się cały czas jak to jest możliwe...

Szansą na uratowanie nienarodzonego jeszcze chłopczyka jest zbiórka pieniędzy.

- Jestem przerażona. Bardzo boję się tego co będzie po porodzie. Przez obecna sytuację z pandemią nie jest łatwo. Nie pracuję obecnie, a mój mąż ma płacone o wiele mniej wynagrodzenia. Nie wiadomo ile ta sytuacja jeszcze potrwa. Leczenie i rehabilitacja tuż po porodzie będą bardzo kosztowne. Sama rehabilitacja miesięcznie wynosi około 4 tysiące złotych. Proszę z całego serca wszystkich o symboliczne wpłaty, liczy się dla mnie każda złotówka - apeluje pani Aleksandra.

Wszystkie osoby dobrej woli mogą wpłacić pieniądze na pomoc dziecku POD TYM ADRESEM.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE