Po zwiedzeniu kilku placów zabaw okazało się, że największym problemem jest traktowanie placów zabaw jako dobrych miejsc na toaletę dla czworonożnych pupili. Niektórzy z rodziców czy dziadków pytani o temat psów, nie przebierali w słowach – Na co te wszystkie zakazy wprowadzania psów, jak nie ma godziny, żeby jakiś kundel nie „załatwiał” się o kilka metrów od bawiących się dzieci. Jak człowiek zwróci uwagę, opiekunowie psów udają, że nie słyszą, albo odpowiadają w wulgarny sposób – mówi Jerzy Dobrowolski, dziadek sześcioletniej Kasi, z którą bawił się na osiedlowym placu zabaw przy ulicy Jagiełły. Również w trakcie naszej rozmowy, w stronę piaskownicy, dumnie zmierzał jamnik, prowadzony przez swojego właściciela. Najwyraźniej mężczyzna usłyszał naszą rozmowę, bo po chwili zmienił kierunek i udał się wraz z psem na pobliski trawnik – Straż miejska robi co może, upomina właścicieli psów, ale to plaga, nawet mandaty nie pomagają. Co z tego, że pies zagrzebie „kupę” w piasku, jeśli za parę minut przypadkowo odkopie ją bawiące się dziecko? Osiedlowa piaskownica to nie kuweta! – dodaje wyraźnie poirytowany pan Jerzy.
Jak się okazuje, nie tylko czystość piasku jest problemem, ale również przestarzałe „zabawki”, które mogą stwarzać zagrożenie dla zdrowia, bawiących się dzieci. – Trzeba powymieniać urządzenia na nowe. Większość z tych, które stoją tu dzisiaj, stanowią zagrożenie, bo mają już ponad dwadzieścia pięć lat. Karuzele się nie kręcą, a na zjeżdżalniach dzieci się kaleczą. Spółdzielnia tymczasem nie robi nic poza odświeżeniem farby co kilka lat – kończy pan Jerzy. Istotnie, stan zjeżdżalni pozostawia wiele do życzenia. Zjeżdżalnia nie jest wykonana z jednego arkusza blachy. Mniej więcej w połowie długości, znajduję się zakładka, na której dziecko łatwo może się skaleczyć, a na samym dole zjeżdżalni, na dzieci czeka… wystający z ziemi beton.
Na osiedlach jest tragedia!
Nic zatem dziwnego, że osiedlowe place zabaw nie są zbyt tłumnie oblegane, a mieszkańcy miasta wolą poświęcić kilka godzin na wyprawę z dziećmi na place w Parku Traugutta czy Wiosny Ludów. Pytani o przyczyny, mówią krótko: – Na osiedlach jest tragedia! U nas na Olimpijskiej, spółdzielnia pozasypywała piaskownice i posiała trawę, bo mieszkańcy uskarżali się na ich stan i w ten sposób zlikwidowano problem. – mówi jedna z pań, doglądających dzieci na placu zabaw obok Biblioteki Miejskiej. – Na osiedlach jest mało miejsc, w których bezpiecznie mogą bawić się dzieci. A one mają wakacje, jest lato, więc potrzebują urozmaicenia. To, co mamy pod blokiem, pozostawia wiele do życzenia. Na niektóre zabawki strach sadzać dzieci. No i jest jeszcze jeden problem – młodzież, która popołudniami traktuje place jako miejsce schadzek. Proszę pojechać na Kasztanową, tam nietrudno znaleźć ślady tego, co dzieje się niemal co wieczór na tym placu – dodaje, pani Anna, babcia siedmioletniej Wiktorii.
Postąpiliśmy zgodnie z jej radą i udaliśmy się na plac przy Kasztanowej. Z daleka plac zaskakuje „In plus” – powymieniane drabinki, altanka, pod którą można schronić się przed słońcem. Jednak zaraz po wejściu na plac okazuje się, że podłoże zaścielone jest niedopałkami papierosów i łupinami słonecznika. Także na tym placu zastaliśmy babcię z wnuczką. Pani Grażyna potwierdziła, że to, co widzimy, to pozostałości po wieczornych wizytach młodocianych mieszkańców osiedla Tarnowskiego. – Teraz jest jeszcze w miarę czysto. Rano, jak przyszłam, sama sprzątałam butelki, papiery i torebki foliowe. Dobrze, że plac jest ogrodzony i psy rzadko tu wchodzą. Problemem za to jest przesiadująca tu popołudniami nieco starsza młodzież. Strach przyjść tu po południu z dzieckiem. Człowiek zwróci im uwagę i od razu słyszy garść epitetów pod swoim adresem. Więc wtedy tu zwyczajnie nie przychodzimy... – kończy pani Grażyna
Straż Miejska ze swojej strony robi, co może, by place wykorzystywane były zgodnie ze swoim przeznaczeniem. – Reagujemy zawsze, nie ważne, czy pies się załatwi, czy po prostu biega między dziećmi – mówi Ryszard Wilanowski, komendant Straży Miejskiej w Kutnie. Na placach zabaw obowiązuje zakaz wprowadzania zwierząt, a osoba, która go narusza, może liczyć się nawet z pięciusetzłotowym mandatem. Nie ma wyjątków także dla młodzieży, która zakłóca spokój. Mimo wszystko problem nadal istnieje i nie udaje się go zlikwidować. Będzie tak, dopóki sami nie zaczniemy dbać o to, co jest wokół nas. Pokładanie nadziei wyłącznie w Straży Miejskiej i Policji jest złudne.
Co się stanie z nowym placem zabaw
O tym, jak może wyglądać osiedlowy plac zabaw, przekonaliśmy się na Łąkoszynie. Jest zadbany, ogrodzony. – Dzięki Bogu jest tu pan Jacek Sikora, on dba, by to wszystko jakoś wyglądało – mówią Karolina i Aleksander, rodzice dwuletniej Natalii i pięcioletniego Kacpra. – Jest ogrodzenie, plac jest często sprzątany. Po prostu, na miejscu jest gospodarz. Ale i tak mimo jego wysiłków w piasku czasem znajdzie się psia kupa, a popołudniami plac przechodzi we władanie miejscowych wyrostków. Mamy to szczęście, że mieszkamy w takim miejscu, że zawsze możemy udać się wtedy do pobliskiego parku Wiosny Ludów.
Jak widać, mieszkańcy miasta odczuwają niedostatek miejsc, w których ich pociechy mogłyby się bezpiecznie bawić. Dlatego doceniają inicjatywę jednej z sieci marketów, która chce ufundować kolejny plac zabaw w naszym mieście. Problem z tym, co się z nim stanie, kiedy już powstanie. Czy także i on wejdzie w posiadanie właścicieli czworonogów i młodzieży, która najwyraźniej wstydzi się napić piwa w bardziej cywilizowanym miejscu?
Łukasz Janikowski