08.07.2013. (poniedziałek)
Ojciec niezawodnie odprowadził mnie na dworzec kolejowy w Kutnie. Warszawa, lotnisko im. Fryderyka Chopina, gate nr 3, boarding od godziny 19.25… Zaczynam podróż w nieznane, przez Zurich, Madryt do Santiago de Chile, następnie Lima (stolica Peru) i na końcu tajemnicze Cusco!
Nurtują mnie pytania: jak będzie? czy wyjazd spełni moje, rozbudzone lekturami, oczekiwania? jakich ludzi spotkam? czego się od nich dowiem? co mnie zachwyci? co zapamiętam na zawsze? jakich stereotypów się pozbędę?
Właśnie w tym celu jadę na drugi koniec świata, w wysokie Andy! Nie będę pierwszym Gierulą w tych stronach! Mój pradziadek Stanisław pracował w tym kraju od końca lat 30-tych XX wieku, aż po drugą połowę lat 40-tych XX wieku. Z tego powodu nie zdawał sobie sprawy, że w Europie trwała II wojna światowa… Historia to przewrotna Pani…
09.07.2013. (wtorek)
Zurych już za mną, siedzę w Madrycie, terminal T4. Czekam! Na co!? Wiele wskazuje na to, że na transport do Santiago de Chile. Lecę liniami IBERIA - w biurze bardzo miły Pan wydrukował mi bilety i wyjaśnił wszystkie szczegóły lotu do Cusco, stąd wiem, że bagaż leci bezpośrednio do Limy i nie mam co go szukać podczas międzylądowania w Santiago de Chile!
Natomiast w Limie wręcz odwrotnie, mam go zabrać i ponownie odprawić do Cusco w biurze przewoźnika LAN PERU! Piszę o tym, ponieważ w Zurychu serce szybciej mi zabiło z takiego powodu, a okazało się, że niepotrzebnie!
Przede mną 12 godzin czekania, a następnie 13,5 godziny lotu! Jajo zdążę wysiedzieć…. Jednak i tak „relację” live uważam za tego wartą! Boarding przebiegł bez problemu, lecę Airbusem A-340- 600, jak TAKIE „ptaszysko” może wznieść się w powietrze?! Może lepiej nie gubić się w domysłach…
10.07.2013. (środa)
Czas lotu minął niezwykle szybko… Może byłem zmęczony, a może podekscytowany obecnością prawie całej reprezentacji Chile Under 20! Wracali z Mistrzostw Świata U 20 w Turcji.
Kilka dni temu oglądałem ich w pięknym meczu z Serbią, a tu proszę! Najbardziej kontaktowymi okazali się: Dario Melo - bramkarz i Nicolas Castillo - napastnik- ten, który strzelił gola w meczu z Anglią! Młodzi mężczyźni CAŁY czas żyją piłką nożną, podczas podróży oglądali nawet film na ten temat.
W trakcie rozmowy Nicolas pokazałam mi swój paszport - w miejscu na wizy na feerię barw, kształtów i symboli, a zostały mu już TYLKO cztery wolne strony… Jeśli nie wiecie co to znaczy, zajrzycie do swoich paszportów, zrozumiecie.
Lot trwał 13 godzin i 30 minut - mój nowy rekord - pobiję go dopiero lecąc na Wyspę Wielkanocną lub do Honolulu! Santiago de Chile powitało mnie zasnutym chmurami niebem i temperaturą około 15⁰C! Tutaj aktualnie mamy zimę - czyli coś na kształt naszej łagodnej jesieni, chociaż z tego co czytałem, potrafi również dać w kość.
Następny lot to już Lima - stolica Peru - z której zostanie mi już tylko „skok” do Cusco - jakaś godzina i dwadzieścia minut lotu - żebym tylko nie przeoczył stacji końcowej… Teraz największym wyzwaniem staje się „jet lag” - czyli zespół nagłej zmiany czasowej - u mnie jest -7 godzin w stosunku do Polski…
I zadziało się to natychmiast, nie tak jak w tracie podróży Koleją Transsyberyjską. Będę musiał się z tym zmierzyć - najgorzej będzie po powrocie do kraju, ale tym będę się martwił za kilka tygodni! Przed chwilą dosiedli się do stolika nowi goście kawiarni - podniosłem głowę i uprzejmie skłonili się w moją stronę, odpowiedziałem tym samym - może warto takie zwyczaje wprowadzić również u nas, w domu - w Polsce!
Prawie 14 godzin czekania - zmarzłem!!! Było rzeczywiście chłodno - chyba ZA MOCNO sugerowałem się nazwą kontynentu Ameryka POŁUDNIOWA… Każdy uczy się na błędach!
A koleżanka ze Szwajcarii - która ma rodzinę w Peru - ostrzegała! Ale coś za coś! Okazało się, że przelot mam Boeningiem B-787- Dreamliner’em. No proszę! Rzeczywiście jakość i multimedia najwyższej klasy!
Ogólnie linie lotnicze LAN, zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Podróż do Limy przebiegła w towarzystwie seriali „Dr House” i „Mentalista” - jak w domu, tylko 12 kilometrów nad ziemią. Drobna dygresja - pomimo wielu przesiadek, w tym tranzytowych - bagaż czekał na mnie w każdym porcie lotniczym, wielkie dzięki dla pracowników obsługi, bez ich profesjonalizmu marzłbym nadal.
Reasumując: wyruszyłem trzy dni temu z Warszawy liniami „Swiss Air” - przez Zurych do Madrytu - tutaj „przejęły” mnie linie lotnicze „IBERIA”, które bezpiecznie dowiozły mnie do Santiago de Chile - tutaj nastąpiła zmiana przewoźnika i moim gospodarzem zostały linie „LAN”, które dotransportowały mnie do Cusco - celu wyprawy - tutaj seῆorita Rosmery Zuniga z Cusco Navel Agency czeka na mnie z biletami na wszystkie wejścia, przejazdy autobusowe i lot nad pustynią Nazca! Będzie się działo!
Zapomniałem dodać, że jest już 11.07.2013 roku (czwartek), a po pobieżnych obliczeniach wyszło mi, że przebyłem 16.393 kilometry… Kawał świata! Pozdrawiam!
Artur Gierula