Pokolenie młodych księży zdaje się coraz chętniej korzystać z trendów i możliwości, jakie daje technologia. W serwisie YouTube popularny jest kanał prowadzony przez księdza Rafała Główczyńskiego pod nazwą "Ksiądz z Osiedla". Z kolei ks. Jakub Bartczak zasłynął z rapowych nawijek.
Podobną drogą zmierza pochodzący z Kutna ksiądz Mateusz Wasiński. Dlaczego postawił na hip-hop? Z jakimi reakcjami się spotyka? Co o jego pasji myślą inni księża? Czy rap może pomóc w misji duszpasterskiej? Odpowiedzi na te i inne pytania poniżej, zachęcamy do lektury.
Czy ksiądz-raper przeklina w swoich piosenkach?
Mógłbyś powiedzieć coś o sobie, bo nie każdy w Kutnie cię zna
- Jeszcze nie (śmiech). Pochodzę z Kutna, od ponad roku jestem księdzem, w maju minął rok od moich święceń. Jestem wikariuszem w Ołtarzewie pod Warszawą.
Kiedy poczułeś powołanie? Znamy się stąd, że razem byliśmy ministrantami, lektorami w kościele na Dybowie. Już wtedy to czułeś, czy przyszło to do ciebie później?
- Myślę, że czułem to od małego. Po przyjęciu Pierwszej Komunii zostałem ministrantem, służba i bliskość przy ołtarzu mega mi się podobały. Myślę, że wtedy, od młodzieńczych lat, to się we mnie rodziło.
Jest w ogóle jakaś szansa, że kiedyś trafisz do swojej rodzinnej parafii?
- Teoretycznie jest, ale w praktyce się tego nie stosuje. Chyba nawet bym nie chciał.
Wcześniej niż koloratka pojawił się u ciebie mikrofon, zdecydowanie dłużej jesteś raperem, niż księdzem. Pamiętasz swoje początki? Kiedy to było?
- Pierwsze wersy to był 2011 rok, byłem wtedy w liceum. Ale przez długi czas to było takie tylko dla siebie.
Jak porównujesz, jak wtedy wyglądał proces tworzenia utworu do tego, jak wygląda dzisiaj – były inne czasy, mniejsze możliwości, gorszy sprzęt – jak to wtedy wyglądało u ciebie i jak wygląda teraz?
- Pewnie tutaj znajduje się odpowiedź na pytanie "dlaczego rap?". Prostota środków, wystarczyło ściągnąć bit z internetu, wziąć najtańszy, jakikolwiek mikrofon i coś tam sobie nagrać. Bardzo łatwo dało się to zrobić. Ostatnio z kimś rozmawiałem, że przeszedłem taką prawdziwą drogę od prostych początków do tego, że coś znajduje się na YouTube, Spotify i inni mogą tego słuchać. Teraz są takie możliwości, że możesz nagrać coś krótkiego, puścić, nagle to staje się wiralem i ma milion wyświetleń, a u mnie to były wszystkie etapy. Na początku działałem sam, nie wiedziałem do końca, jak to wszystko robić, jak nagrywać. Znasz Konrada, Saidokę. Złapaliśmy kontakt i on mnie trochę nauczył warsztatu – jak pisać wersy, jak składać rymy, jak stać przy mikrofonie. Przekazał mi takie podstawy, szlify. Później nagrałem zwrotkę, która znalazła się na jego płycie. To poszło gdzieś dalej, ktoś mnie usłyszał i odezwały się kolejne osoby, które chciały ze mną nagrać. Nigdy nie nagrałem w profesjonalnym studiu, zawsze robiłem to w domowych warunkach, ale rzeczywiście teraz się to pozmieniało. 14 lat temu nie pomyślałbym, że na autotune na żywo mam narzucony efekt i mogę się tym bawić. Rozwój technologi dużo ułatwił. Pamiętam czasy, że nagrywało się coś, to wydawało się dobre, a potem się okazywało, że jest np. jakiś przester. Trzeba było poświęcić o wiele więcej czasu, żeby coś wyszło. Teraz idzie to sprawniej.
Jacy raperzy są albo byli ci najbliżsi? Oczywiście oprócz księdza Jakuba Bartczaka.
- Jestem w miarę otwarty, niektóre nowe rzeczy mi się podobają. Lubię klasyczny rap, jak Pezet, czy Kękę, Małpa. Może niektórych zweryfikowałem w takim sensie, że nie do końca zgadzam się z tym, co mówią. Na początku bardzo podobały mi się szczerość i emocje, ale później, jak dla kogoś w wieku 40 lat priorytetem są imprezy i zabawa, to myślę, że nie jest to do końca szczere. Księdza Bartczaka rzeczywiście sprawdzałem, byłem na jego koncercie, udało mi się z nim porozmawiać. Są tacy raperzy, że jak ktoś wie, że jestem księdzem i mówię, że ich słucham, to jest zdziwiony, ale dla mnie wulgaryzmy w rapie są elementem ekspresji. Potrafię to rozdzielić i nie mam tak, jak niektórzy, że później muszę się posługiwać takim językiem.
A w swoich utworach używasz wulgaryzmów?
- To jest ciekawostka, bo w żadnym z utworów, jakie udostępniłem publicznie, nie było żadnego wulgaryzmu. Od początku miałem świadomość, że może będę to puszczał rodzinie, znajomym i może dlatego nie chciałem używać takich słów.
"Odbiór jest pozytywny, nie doświadczyłem hejtu"
Niedawno wystąpiłeś na Zielonej Osi w Kutnie i z tego co wiem to nie był twój pierwszy występ na żywo. Ile masz na swoim koncie takich koncertów?
- Tutaj jestem pedantyczny, bo zrobiłem sobie tabelkę w excelu. Pierwszy koncert zagrałem w listopadzie 2021 roku i od tamtego czasu wszystko konsekwentnie sobie spisywałem. Ten w Kutnie był 19 koncertem. Wiadomo, że takich większych to było kilka, ale zapisuję nawet występy dla 20-30 osób, występy w jakiejś szkole. Myślę, że takie minimalne doświadczenie w koncertowaniu już mam i wiem, co mam robić na scenie. Rozśmieszyła mnie sytuacja w Piotrkowie Trybunalskim, miałem tam grać koncert i na scenie postawili mi mikrofon na statywie jak dla jakiegoś wokalisty. Miałem takie „Co to jest? Weźcie to, ja tego nie potrzebuję” (śmiech). No ale nie każdy musi wiedzieć, jak wyglądają takie koncerty.
Jak ludzie reagują na księdza rapera?
- To nie jest takie wielkie „wow” jak w 2013 roku jak zaczynał ksiądz Bartczak. Wtedy było to coś niespotykanego, w sumie teraz trochę też tak to działa, ale mniej. Kojarzę same pozytywne reakcje. Uczę religii w trzech szkołach i tam odbiór jest mega pozytywny. Nie doświadczyłem nigdy jakiegoś hejtu. Teraz na freestyle modne są „trzy słowa”. Ja jestem słaby na freestyle, ale zdarzyło się, że uczniowie podpuścili mnie na lekcji o te trzy słowa, jakoś to siadło, ale jeszcze nie robiłem nigdy freestyle do słów „słonecznik” i „opona”, co jest moim marzeniem. Kiedyś przez tydzień rapowałem na każdej lekcji religii. Myślę, że dla młodzieży nie jest to taki wielki szok, bardziej dla ludzi nieco starszych, czy w średnim wieku. Im ciężej połączyć kropki, że ksiądz może rapować. Zresztą rapujących księży jest więcej, nie tylko ja i Jakub Bartczak.
A jeśli chodzi o środowisko duszpasterzy, innych księży? Jakie są ich reakcje?
- W moim zakonie Pallotynów też spotykam i spotykałem się z pozytywnym odbiorem. Jeszcze jak byłem klerykiem potrzebowałem różnych zgód, żeby gdzieś jechać, zagrać koncert. Zawsze miałem takie pozwolenie, wsparcie. Pierwszy koncert grałem w Ołtarzewie, przyszli tam księża i mnie wspierali.
Przejrzałem trochę twojego YouTuba i widać, że starasz się tę muzykę wykorzystać do tego, do czego zostałeś powołany. Wszystkich piosenek oczywiście nie byłem w stanie przesłuchać, dlatego powiedz, czy to główna tematyka, czy poruszasz też inne kwestie?
- Widzisz, to jest jak w starej szkole - nawija się o tym, czym się żyje. Jak nie byłem w seminarium to może gdzieś przewijały się tematy religijne, ale nie była to główna kwestia i nagrywałem o różnych rzeczach. Teraz mam takie podejście, żeby w utworach mówić o Bogu, ale nie bezpośrednio, nie wprost. Dużo jest tekstów o życiu, gdzie jest przemycone coś o Bogu. Tak, żeby słuchacz sam mógł wywnioskować sens. Rozumiem, że chcemy przekazać, że Jezus Chrystus jest naszym Panem, to jest prawda, ale czy jak będziemy powtarzać to w co trzecim zdaniu, to to siądzie? No nie wiem.
Wspomniałeś już o młodzieży. Nie ma co się oszukiwać, jest duże grono młodych osób, czy tych z pokolenia 30-40 latków, którzy odwracają się od kościoła, lub już się odwróciły. Myślisz, że rap to jest dobry sposób, żeby do tych ludzi dotrzeć z wartościami chrześcijańskimi?
- Myślę, że tak. Badania potwierdzają, że rap jest najczęściej słuchanym gatunkiem muzycznym w Polsce jeśli chodzi o ludzi młodych. Jeżeli robi się coś w nurcie, co jest na czasie, to jest łatwiej. Ale nie traktowałbym rapu jako środek sam w sobie. Mam doświadczenie grania w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii, to akurat było dla dziewczyn. To był fajny środek, żeby do nich trafić, dotrzeć, żeby chciały ze mną rozmawiać. Jak zobaczyły, że rapuję, to ten dystans się skrócił, bariera się przełamała. Ale mam takie opinie, świadectwa, że te teksty też jakoś na ludzi wpływają, jednak ja bym to traktował jako pierwszy etap przełamujący – ja pokażę, że coś takiego robię, że rapuję, a później możemy porozmawiać o Bogu, o wszystkim.
Na koniec powiedz, czego ci życzyć – jeśli chodzi o duszpasterstwo i jeśli chodzi o muzykę?
- Jeśli chodzi o duszpasterstwo, to na pewno siły, na co dzień trochę obowiązków jest. Jak najwięcej momentów mówiących mi, czy idę w dobrym kierunku. Czasami potrzebujesz feedbacku, że to co robisz jest ok, nawet jak powiesz kazanie - żeby ktoś ci powiedział, czy mu się podobało, czy nie. A muzycznie? Chciałbym zagrać na czymś dużym, może na jakimś festiwalu chrześcijańskim. Grałem już u Salezjanów na Campo Bosko w Czerwińsku, było prawie 200 osób, fajnie. Ale wszystko powoli i stopniowo idzie do góry, także jestem spokojny. Kiedyś dojdę tam, gdzie chciałbym dojść.
Rozmawiał Tomasz Zagórowski
Komentarze (0)