Przypomnijmy, że do pożaru w domu państwa Gajewskich w Kozankach (gm. Żychlin) doszło na początku stycznia. Żywioł zaczął zbierać swoje żniwo nocą. Pani Róża, wraz z resztą swojej rodziny, pogrążona była we śnie.
- Usłyszałam dźwięki podobne do odgłosu sztucznych ogni, na początku nie miałam pojęcia, skąd dochodzą - opowiadała kobieta - Szybko obudziłam męża. Kiedy wstaliśmy, zobaczyliśmy kłęby białego dymu wypełniające cały dom, a trzask, który mnie zbudził dochodził z płonącego eternitu. Byłam przerażona - mówiła wówczas Róża Gajewska.
W wyniku pożaru rodzina Gajewskich straciła wszystko co miała i na co pracowała przez długie lata.
- W remont włożyliśmy wszystkie nasze oszczędności. Na dom przeznaczyliśmy niemal każdą zarobioną złotówkę, braliśmy kredyty, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Teraz wszystko przepadło - mówił w styczniu pan Leszek Gajewski.
W pomoc rodzinie od razu włączyła się nie tylko rodzina, zwłaszcza brat pana Leszka, ale także zwykli ludzie. Rodzina nie zamierzała wyprowadzać się z Kozanek tylko włożyć całe serce w remont domu.
O tym, jak obecnie wygląda sytuacja pogorzelców przeczytasz w jutrzejszym wydaniu Gazety Lokalnej.