- Duże kontrowersje wzbudziła niegdyś Twoja piosenka zatytułowana „Nienawidzę Cię, Polsko”, wiele osób zareagowało na nią negatywnie.
Ta piosenka jest o tęsknocie do kraju, o żalu i o poszukiwaniu swoich korzeni, ale została odebra- na nieco inaczej. Ludzie myśleli, ze naśmiewam się z kraju i rodaków. Było mi bardzo przykro. Gdybym wtedy wiedział, że tytuł tego numeru tak bardzo niektórych urazi, zatytułowałbym go inaczej. W Polsce jest takie powiedzenie: „nie oceniaj książki po okładce”. Reakcja Polaków była dla mnie zaskoczeniem, bo wtedy naiwnie wierzyłem, że na pierwszy plan wysunie się przekaz, a nie tytuł.
- Jakie są zalety mieszkania w Polsce?
- Tutaj nie da się nudzić, cały czas coś się dzieje, miasta tętnią życiem [śmiech]. W Polsce mam poczucie, że wciąż mam dużo rzeczy do zrobienia. Dania jest pięknym krajem, jednak dość „płaskim”, statecznym, za nudnym na moje ADHD.
- „Księga emigrantów” to pierwsza część trylogii. Czego możemy spodziewać się na następnych krążkach?
- Druga płyta jest już nagrana i mam nadzieję, że ukaże się wiosną. Utwory na tej płycie będą kontynuacją tomu I, pojawią się na niej m.in. znane polskie wiersze w dość nietypowym wydaniu, a brzmienie zostanie wzbogacone barokową orkiestrą Arte Dei Suonatori. Nie mogę się doczekać, aż płyta ujrzy światło dzienne. Niestety, z kilku powodów nie mogę przyspieszyć tego procesu.
- Jeśli już mowa o poezji, wspomniałeś o wykorzystaniu w utwo- rach wierszy, wcześniej była „Piosenka o szczęściu” do słów Baczyńskiego, którą nagrałeś z Melą Koteluk. Współpraca z Braćmi Figot Fagot było chyba dużą odmianą?
- Z Braćmi Figot Fagot nagrywał Sztefan Wons. To ktoś bardzo podobny do mnie, ale to nie ja.
- Co różni Czesław Mozila i Sztefana Wonsa?
- Sztefan może sobie pozwolić na wiele rzeczy, których Czesław nie mógłby zrobić. Poza tym, on ma wąsy, ja nie.
- Jesteś bardzo otwarty na gatunki muzyczne, czy jest taki artysta, z którym nie chciałbyś współpracować?
- Dziwne pytanie. Przecież ciekawiej jest myśleć o tym, z kim chciałoby się coś nagrać. Jest tylu ciekawych artystów, z którymi mógłbym i chciałbym współpracować, zresz- tą, cały czas to się dzieje.
- W jakim nurcie muzycznym byś się nie odnalazł?
- To trudne pytanie. Myślę, że kompletnie nie odnalazłbym się w metalu, mimo że prywatnie uwielbiam słuchać ciężkich brzmień. Jednocześnie sądzę, że można chwytać się każdego gatunku, tylko trzeba uważać, aby nie stało się to kiczo- wate. Muzyka nigdy nie jest zła, jeżeli odpowiednio się ją wyważy.
- Jesteś bardzo utalentowanym akordeonistą. W internecie można jednak przeczytać, że czasami zapominasz akordów. To prawda?
-Tak, to święta prawda [śmiech] i aby tego uniknąć – przed występami – odświeżamy sobie poszczególne utwory. Przed koncertem w Kutnie również mieliśmy kilkugodzinne próby. Proszę jednak nie zapominać, że muzyka, którą gramy i którą kochamy, daje nam możliwości improwizacji, dzięki czemu każdy występ jest nieco inny. Zależy nam na spontaniczności.
- Nie każdy pamięta, że podkładałeś głos bałwankowi Olafowi w bajce „Kraina Lodu”. Jak Ci się podoba dubbing?
- Dubbing był moim wielkim marzeniem, które się spełniło. Nikt nie spodziewał się, że „Kraina Lodu” będzie największym hitem Disneya, a Olaf stanie się kultową postacią kojarzoną przez dużych i małych. W 2020 roku będzie kontynuacja tego kinowego przeboju, w której na pewno się pojawię. Bałwanek pojawi się także w innej bajce telewizyjnej, do której użyczyłem głosu. Istnieje więc szansa, że za 30 lat ludzie będą mnie pamiętać jako bałwanka Olafa, a nie muzyka. Moja przygoda z dubbingiem jeszcze się nie zakończyła, ale póki co nie mogę nic więcej zdradzić.
- Opowiedz kilka słów o Czesławie Mozilu, jakiego nie znamy. Co oprócz muzyki sprawia Ci frajdę?
- Od dziecka uwielbiam gry video. Jeśli tylko mam czas, to siadam do konsoli, kocham Play Station. Przed koncertem w Kutnowskim Domu Kultury siedziałem grzecznie w hotelu i grałem w Fifę [śmiech].
- Dwa lata temu brałeś udział w produkcji „Szlakiem Kolberga”, gdzie wystąpiłeś z naszą regionalną kapelą „Dobrzeliniacy”. Jak wspominasz tą przygodę?
- Odwiedziłem wtedy cudownego pana Sławomira, który grał na akordeonie i zarażał mnie folklorem. Uczył mnie nawet gry na pięciorzędowej harmonii i częstował bigosem. Bardzo miło to wspominam.
- Rozmawiamy w mieście róż, nie sposób więc nie zapytać o Twoje wrażenia na temat Kutna.
- Byłem w Kutnie kilka lat temu, bo grałem tu koncert. Poza tym wiele razy przejeżdżałem przez Kutno podczas różnych podróży. Miasto róż nie jest mi obce, a Dom Kultury jest naprawdę piękny, zrobił na mnie duże wrażenie.