Handlarze szczególnie upodobali sobie górną część "murka" otaczającego Plac Wolności oraz ulice Królewską i Nawrot. Można ich spotkać także w okolicach marketów na terenie całego miasta. O dziwo, maja się dobrze i nikt ich nie przegania. Dlaczego?
Okazuje się, że kutnowscy strażnicy miejscy na ogół nie interesują się tego typu sprawami. Powód jest prosty - taki handel nie jest wykroczeniem.
- Przepisy Kodeksu wykroczeń nie zabraniają handlu w miejscach publicznych, oczywiście po uiszczeniu odpowiedniej opłaty targowej - informuje Ryszard Wilanowski, komendant Straży Miejskiej w Kutnie.
A od tego jest inkasent, który kontroluje wpłaty i rozlicza je z Urzędem Miasta. Straż Miejska może podjąć interwencję wobec takiego handlarza jedynie na wniosek i w obecności inkasenta w sytuacji, gdy ten nie może wyegzekwować należnej opłaty.
Straż Miejska może także sprawdzić, czy osoba, która prowadzi handel ma ku temu odpowiednie zezwolenie, czyli wpis do ewidencji działalności gospodarczej.
- W znacznej większości jednak handlarze oferujący swoje produkty na tzw. murku nie muszą posiadać takiego wpisu, gdyż są to produkty pochodzące z własnego ogródka czy pola. Takie osoby obowiązuje jedynie opłata za teren, który zajmują - tłumaczy komendant.
Pozostaje jeszcze kwestia porządku - strażnicy mogą zainteresować się bałaganem, jaki pozostawiła po sobie osoba handlująca.
- W tym roku nie mieliśmy ani jednej takiej interwencji - dodaje.
Jak się więc okazuje: nie taki strażnik straszny, jak go malują.
- Obraz strażnika miejskiego stojącego z pałką nad staruszką sprzedającą pietruszkę jest nieprawdziwy - kwituje komendant.