Tym razem chodzi o reguły, które dotyczą rzeczy pozornie oczywistych, a jednak od lat budzą wątpliwości. Nowe zasady mają uporządkować system, lecz jednocześnie wywołują pytania o sens, konsekwencje i realne zastosowanie w praktyce.
Reforma ortografii i nowe zasady zapisu nazw mieszkańców
Z początkiem 2026 roku wejdzie w życie obszerna reforma polskiej ortografii, przygotowana przez Rada Języka Polskiego wraz z nowym słownikiem normatywnym. Zmiany obejmują kilkanaście obszarów, w tym użycie wielkich i małych liter, pisownię łączną i rozdzielną oraz stosowanie łącznika. Jednym z najbardziej zauważalnych elementów reformy będzie zmiana zasad zapisu nazw mieszkańców miast, wsi, dzielnic i osiedli.
Dotąd formy takie jak bełchatowianie, łodzianie, gdańszczanie, płocczanie czy kutnianie zapisywano małą literą. Nowe zasady przewidują, że nazwy mieszkańców będą zapisywane wielką literą, analogicznie do nazw własnych. Oznacza to, że od nowego roku poprawne staną się formy Bełchatowianie, Łodzianie, Gdańszczanie, Płocczanie oraz Kutnianie.
Wielkie litery jako nowa norma w języku codziennym
Zmiana ta wpisuje się w szerszą tendencję wzmacniania roli wielkich liter w polszczyźnie. Reforma przewiduje bowiem, że wielką literą zapisywany będzie pierwszy wyraz w nazwach obiektów publicznych, takich jak plac, park, osiedle czy aleja, a także w nazwach lokali usługowych, gastronomicznych i instytucji kultury. W praktyce oznacza to konieczność przestawienia się na nowe formy zapisu zarówno w języku oficjalnym, jak i prywatnym.
Nowe reguły obejmą również nazwy marek używane w odniesieniu do konkretnych przedmiotów. Tam, gdzie dotąd pisano, że pod sklepem zaparkował fiat, po reformie poprawna będzie forma Fiat. Autorzy zmian argumentują, że takie ujednolicenie zasad ma uprościć naukę języka i ograniczyć liczbę wyjątków.
Krytyczne spojrzenie językoznawcy na reformę
Nie wszyscy specjaliści podchodzą do reformy z entuzjazmem. Językoznawca z Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, prof. Jarosław Liberek, podkreśla, że nowe zasady nie rozwiążą wielu problemów, z którymi użytkownicy języka mierzą się na co dzień. Jego zdaniem część zmian może wręcz utrudnić precyzyjne rozróżnianie znaczeń.
– Po 1 stycznia, posługując się polszczyzną, będę kierował się przede wszystkim precyzją wypowiedzi, a nie zaleceniami Rady Języka Polskiego – przyznał prof. Liberek.
W jego ocenie reforma została zaprojektowana głównie z myślą o ułatwieniu pracy maszynom analizującym teksty, takim jak wyszukiwarki czy systemy automatycznej korekty, a nie o potrzebach ludzi, którzy językiem posługują się w sposób elastyczny i kontekstowy.
Nazwy mieszkańców miast a problem znaczenia
Szczególne wątpliwości budzi zrównanie zapisu nazw mieszkańców miast i regionów. Prof. Liberek zwraca uwagę, że wielka litera w takich przypadkach może zacierać różnice znaczeniowe, które dotąd były czytelne.
– Od stycznia nazwy mieszkańców miast, dzielnic, osiedli i wsi będziemy zapisywać wielką literą. Tymczasem warto zauważyć, że Poznańskie to kraina geograficzno-historyczna. Mieszkaniec Poznańskiego to Poznaniak, który może mieszkać np. w Szamotułach. Zrównanie Poznaniaka z Szamotuł z Poznaniakiem z Poznania może w niektórych kontekstach utrudnić rozróżnianie znaczeń – wyjaśnił językoznawca.
Ten argument ma znaczenie nie tylko w tekstach naukowych czy publicystycznych, lecz także w dokumentach urzędowych, gdzie precyzja sformułowań bywa kluczowa.
Pisownia łączna i dalsze uproszczenia
Reforma wprowadza także zmiany w zapisie wyrazów z partykułą nie. Od 2026 roku obowiązywać będzie pisownia łączna w formach, które dotąd często zapisywano rozdzielnie. Przykładowo, zamiast form nie mniejszy czy nie najszybciej poprawne będą zapisy niemniejszy oraz nienajszybciej.
Zwolennicy reformy wskazują, że takie rozwiązania porządkują system i zmniejszają liczbę wyjątków. Krytycy odpowiadają jednak, że sztywne reguły nie zawsze oddają sens wypowiedzi, zwłaszcza gdy partykuła nie pełni funkcję kontrastującą, a nie opisową.
Podwójne zasady w przestrzeni publicznej
Eksperci przewidują, że nowe zasady nie przyjmą się od razu w przestrzeni publicznej. Zmiana szyldów, nazw własnych, dokumentów czy materiałów promocyjnych wiąże się z kosztami i potencjalnymi konsekwencjami prawnymi. Wiele instytucji i firm może przez długi czas pozostać przy dotychczasowych formach zapisu.
– W takich przypadkach decyzje o wprowadzeniu ewentualnych zmian będą należeć do instytucji i właścicieli firm. Nie jest pewne, czy zdecydują się ich na szybkie wdrożenie, biorąc pod uwagę koszty i możliwe konsekwencje prawne. W efekcie przez dłuższy czas możemy mieć do czynienia z podwójnymi zasadami pisowni – powiedział ekspert.
To oznacza, że przez lata w obiegu funkcjonować będą równolegle stare i nowe formy, także w odniesieniu do nazw mieszkańców miast takich jak Bełchatów, Łódź, Gdańsk, Płock czy Kutno.
Komentarze (0)