Przypomnijmy, że do tragicznego zdarzenia doszło 14 października. Ciało 41-letniego mężczyzny z ranami głowy leżało pod... śmietnikiem tuż obok supermarketu. Zmarłym okazał się mąż pani Izy, który pracował na ówczesnym placu budowy.
- Pracownicy zachowali się podle, jednak myślę, że w tym przypadku ktoś inny pociągał za sznurki. Mój mąż pracował "na czarno", a gdyby sprawa wyszła na jaw, szef miałby ogromne nieprzyjemności, dlatego zlecono wyniesienie ciała z miejsca budowy. Mam nadzieję, że prawda i tak ujrzy światło dzienne! - mówiła wówczas pani Iza.
Początkowo podejrzewano, że mężczyzna był pod wpływem alkoholu i spadł z rusztowania. W taką wersję nie wierzyła żona zmarłego. Niedawno sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna miał zawał.
- Nikt nie udzielił mu pomocy. Za to mam ogromny żal. Pozostawiono go przy śmietniku na pewną śmierć - żali się kobieta.
Tematem cały czas zajmuje się kutnowska prokuratura.
- Obecnie prowadzone jest postępowanie w sprawie nielegalnego zatrudnienia pracowników - informuje nas Sławomir Erwiński, Prokurator Rejonowy w Kutnie.
Sprawa nie jest również zamknięta przez inspekcję pracy, która przygląda się jej od samego początku
- Inspektorat przeprowadził kontrolę, która na ten moment dobiega końca. Firma ma teraz czas, by zapoznać się z jej wynikami i ewentualnie odwołać od wniosków pokontrolnych. Badamy kwestię zgonu na budowie. Pracownicy byli już przez przesłuchiwani w tej sprawie - wyjaśnia Kamil Kałużny, rzecznik prasowy PIP w Łodzi.
Jak się okazuje, nie tylko mąż pani Izy pracował w warszawskiej firmie nielegalnie. Takich osób jest znacznie więcej i zapowiadają, że będą walczyć o swoje w PIP, a jeśli trzeba, to i w sądzie.
- Nie dość, że przez cały czas byliśmy zwodzeni, że umowa za tydzień, to do tej pory nikt z nami jej nie podpisał! Każdy z nas pracował sumiennie, od rana do wieczora i co? Mieliśmy to robić za darmo, w czynie społecznym! Nie ma takiej możliwości, żebym odpuścił. Będę walczył do samego końca, by odzyskać swoje pieniądze za dwa miesiące ciężkiej pracy - bulwersuje się jeden z pracowników, który prosi o zachowanie anonimowości.
Niestety, mimo wielokrotnych prób nie udało się nam skontaktować z właścicielką firmy.