Spotkanie rozpoczęło się krótko po godz. 13 (dokładna godz. to 13.07). Oprócz Bronisława Cieślaka uczestniczył w nim Piotr K. Piotrowski, autor książek "07 zgłasza się" i „Kultowe Seriale”. Rozmowę z wyjątkowymi gośćmi prowadził Dariusz Rekosz.
- Wielu ludzi wraca do serialu „07 zgłoś się” żeby sobie przypomnieć tamte czasy, z być może pewną nostalgią. Ale nie nostalgią za PRL-em, nie z żalem za tamtym ustrojem, tylko z nostalgią za młodością. Przecież wtedy byliśmy młodsi o te 40 lat, a niektórych z tu obecnych wcale nie było na świecie. Człowiek zawsze wraca z sentymentem do takich wspomnień sprzed lat, z dzieciństwa czy z czasów szkolnych, niezależnie od tego, jaka to była epoka – mówił Bronisław Cieślak.
Dodał, że nikt z ludzi bliskich „07 zgłoś się” nie przypuszczał, że ta produkcja tak trwale wpisze się w poczet kultowych polskich seriali. Oprócz tego opowiadał także o swoim dzieciństwie i o mrocznych latach w polskiej historii, w których przyszło mu dorastać. Na potwierdzenie swoich słów związanych z sentymentalnym powrotem do młodości, mimo czasów, w których ona następowała, przytoczył przykład swoich rodziców.
- Urodziłem się w 1943 roku, trwała wojna. Ojciec został osadzony przez Niemców w więzieniu, nie widział mnie, mama nie wiedziała czy w ogóle tata wróci do rodziny. To były upiorne czasy. Potem, jak troszeczkę odrosłem od ziemi i goście przychodzili na imieniny i jak coś wspominali to paradoksalnie również oni, moi rodzice, o przedwojennych, ale także wojennych czasach opowiadali z nostalgią. To dziwne, ale taka jest natura człowieka – opowiadał aktor.
Dlaczego Borewicz miał na imię akurat Sławomir? To także dość ciekawa historia.
- Na pewno zwrócili Państwo uwagę, że do naszego bohatera zwracam się „Sławku” a nie „Bronku”. Pewnie połowa z was pomyślała, że skoro pan Cieślak tak długo występuje na ekranie jako Sławomir, to dzisiaj znajomi i rodzina mówią do niego „Sławku”. Więc jak to było naprawdę? - pytał Dariusz Rekosz.
- Naprawdę było dokładnie odwrotnie. Bohater serialu dlatego ma na imię Sławek, że Krzysztof Szmagier, kiedy zaproponował mi udział w tym przedsięwzięciu, przyjechał do mnie do domu. Zupełnie nieznany mi reżyser z Warszawy odwiedził mnie w domu. Żona robiła mu herbatę, a wszyscy zwracali się do mnie per Sławku, z zawracali się tak dlatego, że mój wspominany ojciec miał na imię Bronisław. W związku z tym, jak mama mnie miała w tym wojennym czasie urodzić, nie bardzo wiedziała, czy tata w ogóle kiedyś zobaczy „tego mnie”. Więc dostałem imię Bronisław niejako na pamiątkę. Ale potem rodzina jakoś za łapówki wykupiła tatę od Niemców, wrócił do domu, zobaczył mnie jak miałem chyba 10 miesięcy. No i on był w domu Bronek, a ja, żeby się nie myliło, byłem broniSŁAWEK. I tak już zostało – mówił pan Cieślak.
Z publiki dało się wtedy słyszeć, że „wszystkie Sławki i Ryśki to fajne chłopaki”.