Wielu zbyt łatwo dziś zapomina, że w listopadzie minionego roku w kutnowskim szpitalu wrzało jak w ulu. Przede wszystkim nie funkcjonowało serce szpitala- Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii - głównie nie tyle z powodu remontu, co konfliktu dyrekcji z anestezjologami. Występowało realne zagrożenie zdrowia i życia pacjentów, o którym oficjalnie informował łódzki oddział NFZ.
Sytuacja taka wywołała protest lekarzy z innych oddziałów. W dniu 08.11.2007 r. do dyrekcji szpitala wpłynęło pismo od lekarzy neurologów, w którym czytamy: ,, (...) w obawie o bezpieczeństwo chorych w Oddziale Neurologii konieczne jest wstrzymanie planowych przyjęć w poradni neurologicznej od dnia 09.11.2007 r. do czasu rozwiązania powyżej opisanych problemów”.
,,Wnioskuje o natychmiastowe przywrócenie działalności OIT. Zaistniała sytuacja dezorganizuje całkowicie pracę Oddziału Chirurgii-uniemożliwia bezpieczne operowanie pacjentów, ponieważ często wymagają oni odpowiedniego prowadzenia w OIT w okresie pooperacyjnym” – alarmował w piśmie do dyrekcji z dnia 07.11.2007 r. ordynator oddziału chirurgii Krzysztof Gajewski. I dalej prosił ,, o niezwłoczne podjecie decyzji w/w sprawie , ponieważ utrzymywanie obecnego stanu rzeczy stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów.”
W dniu 07.11.2007 r. pielęgniarki i położne alarmowały, że zagrożone są ich miejsca pracy, ponieważ pacjenci uciekają do innych szpitali, co może mieć wpływ na wykonanie kontraktu przez szpital. Dało się także zauważyć zamiast obiecanego przypływu lekarzy odchodzenie ich z placówki.
Sytuacja szpitala kutnowskiego była i jest trudna. Zapominanie jednak o dramatycznych momentach – ewakuacja chorych z OIOM-u, czy przytoczonych wyżej protestach i odejściu niektórych lekarzy, a nadmierne eksponowanie obecnych konfliktów, nie jest zgodne z rzeczywistością i na pewno nie służy dobrze szpitalowi, pracującym w nim ludziom i pacjentom. Nie stwarza też właściwej atmosfery dla pracy dyrekcji i organu założycielskiego, które podejmują różnorodne działania w celu ratowania szpitala.