reklama
reklama

Studzienka zapadła się pod autem: mieszkańcy żądają odszkodowania. Kto zawinił?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Opieszałość służb, błąd w komunikacji, czy zwyczajny niefart? Minionej środy doszło w Kutnie do przykrego incydentu, w wyniku którego ucierpiało troje mieszkańców. Ich auto wpadło do uszkodzonej studzienki, a winą za całe zajście poszkodowani obarczają straż miejską. Municypalni nie mają sobie jednak nic do zarzucenia i wyjaśniają, że zrobili wszystko, co leżało w ich kompetencjach. Kto ponosi więc odpowiedzialność za zaistniałą sytuację?
reklama

Poszkodowany wini służby i żąda odszkodowania. Czy tego dało się uniknąć?

 

O sprawie zaalarmował nas Pan Jacek (nazwisko do wiadomości redakcji). To właśnie on, jego najbliżsi i auto ucierpieli z powodu zapadniętej studzienki telekomunikacyjnej. Zacznijmy jednak od początku. 

Jak donosi nam inny z Czytelników, w środę (18 stycznia) straż miejska została wezwana dwukrotnie - najpierw ok. godz. 9:20, następnie ok. godz. 15:30, w związku z uszkodzoną studzienką kanalizacyjną przy ul. Troczewskiego, przed sklepem z odzieżą używaną. Po przyjeździe na miejsce strażnicy nie zabezpieczyli jednak zapadniętej studzienki, gdyż nie należy ona do zasobów Miasta Kutno. To, zdaniem poszkodowanego, naraziło na niebezpieczeństwo mieszkańców.  

- Ich działania skupiły się na zawiadomieniu - zepchnięciu sprawy do Orange. Lecz to nie Orange odpowiedzialne jest za bezpieczeństwo - zdrowie - życie mieszkańców, lecz powołane do tego służby, w tym przypadku Straż Miejska. Jeżeli leniwi Panowie nie umieli studzienki zabezpieczyć, winni zawiadomić straż pożarną. Jednak końcowo tego nie uczynili narażając na nie bezpieczeństwo mnie i moją konkubinę oraz moje dziecko - żali się mężczyzna.

Tego samego dnia Pan Jacek wraz z rodziną wjechali autem w wyrwę. W wyniku indycentu uszkodzeniu uległ samochód, a dziecko siedzące na tyle wpadło w panikę i przeszło traumę.

- Moje auto obecnie ma uszkodzone opony, pękły w nich druty, uszkodzone jest również zawieszenie (układ kierowniczy) oraz wahacz. Dziecko konkubina zapisała do psychologa, całą noc nie spała, samochód przechylił się z olbrzymim hukiem, w trakcie panowała bardzo nerwowa atmosfera. Ja przy opuszczaniu auta i otworzeniu drzwi wpadłem wprost w dziurę, doznałem zwichnięcia stopy - twierdzi mężczyzna. 

W związku ze zdarzeniem interweniowały policja i straż miejska. Kutnianin zgłosił sprawę do prezydenta Kutna, z zapytaniem, czy włodarz będzie wnioskował o ukaranie strażników miejskich za "niedopełnienie obowiązków służbowych zgodnie z  art. 231 Kodeksu karnego". A na tym nie koniec. 

- Wnoszę do Urzędu Miasta o odszkodowanie za to co przeżyła moja rodzina i ja oraz za szkody materialne. Wnoszę również o wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do Funkcjonariuszy Publicznych Straży Miejskiej. W zależności od sposobu załatwienia sprawy przez UM - Pana Prezydenta, nie wykluczam złożenia wniosku do Sądu w przypadku braku zainteresowania się sprawą - pisze Pan Jacek. 

 

Straż Miejska: trzymaliśmy się procedur

 

Co dokładnie wydarzyło się przy ul. Troczewskiego? Czy rzeczywiście strażnicy nie dopełnili swoich obowiązków? W tej sprawie rozmawialiśmy z komendantem Straży Miejskiej w Kutnie, Ryszardem Wilanowskim.  

Jak się okazuje, problem ze studzienką przy ul. Troczewskiego był znany strażnikom i urzędnikom ratusza już wcześniej. W poniedziałek (16 stycznia) sprawa została przekazana do Wydziału Drogownictwa Urzędu Miasta, magistrat skierował ją z kolei do Orange, z prośbą o informacje, czy wskazana studzienka jest ich własnością. 

Odpowiedź zwrotna jednak się nie pojawiła. W środę straż miejska ponownie przyjmowała zgłoszenia dotyczące studzienki, działając zgodnie z procedurami. 

- Patrol udał się do siedziby Orange i tam poinformowano strażników, że w ciągu czterech godzin studzienka zostanie zabezpieczona - relacjonuje Ryszard Wilanowski. 


Tak się jednak nie stało. Późnym popołudniem doszło za to do wspomnianego incydentu. Jak twierdzi komendant straży miejskiej, z początku wyrwa była niewielka, lecz po najechaniu na pokrywę przez auto, doszło do całkowitego zarwania studzienki. Dopiero po tym zdarzeniu dziura została zabezpieczona przez mundurowych. 

- Nie znamy całej infrastruktury miasta, dlatego w sytuacji z uszkodzoną studzienką, takiej jak ta, zgłaszamy sprawę do Orange, gdyż to do nich należy większość studzienek telekomunikacyjnych - tłumaczy Ryszard Wilanowski - Sprawa była trzy razy zgłaszana. Zarówno Wydział Drogownictwa, jak i strażnicy - telefonicznie i osobiście informowali o tej sprawie i nie otrzymaliśmy żadnej informacji zwrotnej - wyjaśnia komendant. 

Taka informacja przyszła dopiero dzisiaj. I - jak na ironię - okazuje się, że studzienka nie należała do Orange. Usterka została już jednak naprawiona. Czy, i od kogo Pan Jacek otrzyma zadośćuczynienie za doznane szkody? Do tematu wrócimy. 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama