reklama

[WIDEO] Aktorka wciąż wspomina dworcowego zboczeńca. „Osoby z Kutna mi dziękowały”

Opublikowano:
Autor:

[WIDEO] Aktorka wciąż wspomina dworcowego zboczeńca. „Osoby z Kutna mi dziękowały” - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaJulia Wróblewska wciąż nie może otrząsnąć się po traumatycznym przeżyciu, przez które prawie się popłakała i zwymiotowała (KLIK). Przypomnijmy, że łzy i treść żołądka aktorki omal nie wylądowały na peronie kutnowskiego dworca, kiedy to nieznajomy mężczyzna miał składać jej propozycje o wątpliwej wartości moralnej. Wróblewska żałuje, że nie miała ze sobą gazu pieprzowego. Mówi o tym w szeregu wywiadów.

Młoda adeptka sztuki aktorskiej zachęca wszystkie przedstawicielki płci pięknej do zapobiegawczego podejścia do tematu. Nie wiadomo, za którym rogiem może czaić się zboczeniec, który bez skrępowania krzyknie: „Ej! Ja ci pomogłem! To tylko lodzik, chwila i po sprawie”.

- Trzeba nosić ze sobą gaz pieprzowy. Przez jakiś czas nosiłam go ze sobą, zużyłam go i nie kupiłam nowego, co było moim ogromnym błędem. Gdybym go miała, czułabym się dużo bezpieczniej – mówi wciąż przeżywająca wizytę w Kutnie Julia Wróblewska.

Julia Wróblewska w wywiadzie udzielonym Jastrząb Post mówi, że chce zapisać się na kurs samoobrony. Mówi o przewadze techniki nad siłą. Wylicza zalety takiego kursu, w tym umiejętność „obalania dużo większych od nas ludzi”.

Niestety, zbyt mocno zauroczony Julią Wróblewską mężczyzna z Kutna nie był jednym tego typu amantem, który proponował celebrytce niezapomniane chwile uniesienia w swoim towarzystwie.

- Jestem w takim wieku, w jakim jestem. Często chodzę na imprezy. W Warszawie nigdy nie wiadomo co się stanie – kto do ciebie podejdzie, o co zapyta. Miałam różne dziwne sytuacje, ale zazwyczaj wokół mnie byli ludzie. Działo się to w centrum lub gdzieś, gdzie było tłoczno i wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Tutaj pierwszy raz to się stało, kiedy byłam sama – wspomina aktorka.

W kolejnym wywiadzie - tym razem dla przeAmbitniPL – Wróblewska mówi, że nie nagłaśniała całej sytuacji, aby wokół jej osoby zrobiło się głośno. Jej zamysłem było ostrzeżenie innych kobiet.

- Osoby z Kutna mi dziękowały. Jedna osoba mi powiedziała, że wie, kto to jest – mówi J. Wróblewska.

Aktorka nie zgłosiła sprawy policji, jak mówi, z dwóch powodów. Pierwszy to niemal paraliżujący ją strach – chciała szybko uciec z Kutna. Dodatkowo spieszyła się - jechała po fretkę do Bydgoszczy.

Wróblewska chciała być odpowiedzialna i - zgodnie z umową - odebrać niewielkiego drapieżnika z rodziny łasicowatych.

Swoim rzekomym oprawcą zainteresowała jedynie ochronę dworca, która towarzyszyła roztrzęsionej celebrytce do czasu, aż ta wsiadła do pociągu i odjechała po fretkę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo