Pochodzący z artystycznej rodziny Szymon Komasa zrobił karierę nie tylko w Polsce, ale i za granicą, gdzie został niezwykle doceniony. Jak sam mówił, na swój sukces bardzo ciężko pracował sam. Opłaciło się, bo teraz uznawany jest za jednego z najlepszych polskich śpiewaków operowych. Muzyka klasyczna była mu bliska od dzieciństwa. Rodzice jemu i jego rodzeństwu, czyli Janowi - reżyserowi oraz siostrze Mary - piosenkarce, zamiast kołysanek na dobranoc śpiewali i puszczali na przykład piosenki Ewy Demarczyk. Jego ojciec, czyli aktor Wiesław Komasa przyzwyczaił go w dzieciństwie do obcowania ze sztuką, a przede wszystkim z teatrem. Zapytany o to, co daje mu sławne nazwisko, odpowiedział tylko, że nazwisko to rodzina, a ta dla niego jest przede wszystkim ogromną siłą, skarbnicą wiedzy, z której czerpie garściami. Każde z nich poszło w innym, ale artystycznym kierunku, bo - jak zdradził nam dzisiejszy gość - ojciec zabronił im wręcz aktorstwa.
Wracając do samego koncertu, został on zorganizowany m.in. po to, aby promować płytę Szymona Komasy pt. „Polish Love Story” wydaną w tegoroczne Walentynki. Na scenie pojawił się on z doskonale znaną kutnianom Aleksandrą Wiwałą, która również uraczyła nas swoim anielskim głosem. Za fortepianem zasiadł i zagrał z niezwykłą wrażliwością i jednocześnie charyzmą Taras Hlushko.
Polish Love Story to projekt muzycznej opowieści miłosnej, która zaczyna się utworami Fryderyka Chopina, następnie obrazowana jest utworami Stanisława Moniuszki i Karola Szymanowskiego. Finał romantycznej historii kończą utwory Grażyny Bacewicz oraz Piotra Perkowskiego. Każdy z tych kompozytorów reprezentuje inną epokę, inne style ale wszystkich łączy to samo uczucie melancholii, i słowiański sposób muzycznego opowiadania o miłości.