reklama

Porównywany do di Caprio i Day-Lewis’a - Dawid Ogrodnik spotkał się z kutnianami

Opublikowano:
Autor:

Porównywany do di Caprio i Day-Lewis’a - Dawid Ogrodnik spotkał się z kutnianami - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura i EdukacjaSkromny, ale znający swoją wartość. Ogromnie utalentowany. Nie straszne mu eksperymenty i metamorfozy, których wymaga rola. Laureat wielu nagród filmowych - zarówno polskich jak i zagranicznych. Aktor młodego pokolenia, choć za takiego już się nie uważa. Gościem Sebastiana Smolińskiego był dzisiaj Dawid Ogrodnik, którego kutnianie mogli wysłuchać podczas spotkania w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece w Kutnie.

Chyba nikomu - a przynajmniej prawdziwym kinomanom - tego pana przedstawiać nie trzeba. Przygodę ze szklanym ekranem zaczął m.in. od „Detektywów”, „Majki” czy „Prawa Agaty”. Po drodze zagrał też w filmie „Cisza”. Potem jego kariera nabrała tempa i zamiast rólek wziął „na klatę” role, które zagwarantowały mu sławę, sukces i które zajęły ważne miejsce w polskiej kinematografii. Zaczęło się od „Jesteś Bogiem”, gdzie Ogrodnik wcielił się w Rahima z Paktofoniki. Zaledwie rok później pojawił się na planie oskarowej „Idy” Pawła Pawlikowskiego. W głównej roli, za którą otrzymał Orła, mogliśmy go podziwiać w filmie „Chce się żyć”, gdzie fenomenalnie wcielił się w niepełnosprawnego Mateusza Rosińskiego. Kolejną docenioną przez Polską Akademię Filmową rolę zagrał w „Ostatniej rodzinie”. Tam z kolei był Tomaszem Beksińskim. Jako Adam z „Cichej nocy” również spotkał się z dużą aprobatą widzów. I to właśnie ten ostatni film mogli obejrzeć uczestnicy dzisiejszego spotkania.

Zanim jednak odbyła się projekcja, dowiedzieliśmy się wiele ciekawych rzeczy nie tylko o samym aktorstwie i preferencjach filmowych Dawida Ogrodnika. Aktor podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat kina. Rozmowa skupiała się wokół jego bogatej kariery. Zapytany o to, czy wyrósł z tego określenia, że jest aktorem młodego pokolenia, odpowiedział:

- Nie wyrosłem, ale wiem, że nie jestem już aktorem młodego pokolenia. W polskiej kinematografii jest chyba tak, że tę etykietkę przypisuje się nawet 40-latkom. Takim momentem przełomowym było dla mnie było otrzymanie nagrody im. Zbyszka Cybulskiego.

Nie da się ukryć, że Ogrodnik znajduje się w grupie aktorów, która zapracowała sobie na to, żeby grać główne role i nie znikać szybko z ekranu. Jak mówił prowadzący spotkanie, ta łatka aktora młodego pokolenia, która jest do niego przyszyta, pokazuje, że coś nowego i świeżego wnosi do kina.

- Nauczenie się tego zawodu jest bardzo trudne. Żadna szkoła aktorska nie gwarantuje nawet rozwoju. Czuję, że moim zadaniem też jest pomoc, żeby taką metodykę wypracować i ją stworzyć. Wiadomo, są szkoły Czechowa, Stanisławskiego, które uczą pewnych zachowań, ale po moim krótkim doświadczeniu ze studentami zobaczyłem, że te metody są już troszkę nieaktualne. Myśmy studiowali i sami szukali sposobu jak się ubogacać o pewne odczucia, doświadczenia - odpowiedział aktor. - Mam tego świadomość, że tylko jednej osobie z 20 na tym samym roku uda się zrobić coś wyjątkowego, a wielu z tych osób się nie uda. Taka jest wypadkowa. Ja z kolei miałem fantastyczny rok i to był taki wyjątek, że naprawdę dużo osób pracuje i też są świetnymi aktorami. Ze mną studiowali Marcin Kowalczyk, Mateusz Kościukiewicz, Jakub Gierszał czy Piotr Stramowski.

Nie zabrakło też pytań o rolę w filmie Macieja Pieprzycy „Chce się żyć”, która - nie będzie chyba dużym nadużyciem, jeśli stwierdzimy, że była jego opus magnum. To właśnie po jej znakomitym odegraniu porównywany był do Leonardo di Caprio czy Daniela Day-Lewis'a. Była to rola wyjątkowa przede wszystkim ze względu na stopień przygotowania, głównie fizycznego, co w polskim kinie nie jest czymś popularnym, a takie metamorfozy są o wiele bliższe kinu amerykańskiemu. I może to właśnie ta rola jest czymś nowym, co samemu udało mu się wprowadzić do polskiego kina.

- My dopiero tę tradycję metamorfozy dopiero piszemy i ja się cieszę, bo jestem częścią tego rozdania. Mnie to zawsze kręciło, dawało dużo energii. Dla mnie zawsze istotne było to, żeby poczuć jak osoba, którą mam zagrać, czuje, jak wygląda jej świat. Rodzaj empatii z tą osobą bardzo zmienia myślenie i nastawienie - mówił Ogrodnik.

Po „Chce się żyć” stracił trochę swoją prywatność kosztem większej popularności. Dawid jednak rodzinę stawia na pierwszym miejscu i nie chce pójść tylko w jedną stronę - w stronę kariery. Jak mówił, we wszystkim trzeba znaleźć złoty środek i przy okazji nowego projektu Macieja Pieprzycy, u którego aktor gra po raz kolejny rolę pierwszoplanową, okazało się, że nie musi wybierać między jednym a drugim. Czasami wystarczy wcześniej wstać, a czas znajdzie się i na karierę i na życie prywatne. A skoro już o reżyserach mowa, dzisiejszy gość zdradził, że nie podejmuje się współpracy z twórcami, do których nie ma stuprocentowego zaufania. Co decyduje o wyborze filmu i roli?

- Nie brałbym projektu, w którym nie miałbym całkowitego zaufania do reżysera. To jest podstawa wyboru. Spotykam się przed, czytam, rozmawiamy bardzo dużo, analizujemy. Niedawno nawet zrezygnowałem z olbrzymiego projektu, bo moja wizja nie zgadzała się z tą, którą przedstawiał reżyser. Unikam brania filmów o tematyce historycznej, nie przełamałem się. Polskie filmy historyczne kręcone są niestety schematycznie. Nie ma w nich nic przełomowego, tak jak chociażby w „Synu Szawła”, który zupełnie na nowo przedstawia tematykę holocaustu - tłumaczył.

Aktor przyznał się, że grając i wybierając role, bardzo chciał udowadniać swoją wartość. Jak otrzymywał nagrody polskie i zagraniczne, on sam był jedyną osobą, której nie mógł przekonać, że jest coś wart. Natomiast gdy udało mu się to zrobić, zaczął się bardziej interesować kinem autorskim, bo - jak twierdził - ono wnosi nowe spojrzenie na te same sprawy.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE