Zapytany na samym początku o to, które z powyższych określeń jest mu najbliższe odpowiedział, że nie wzbrania się już przed określeniem siebie jako pisarza.
- Nauczyliśmy się od starszych kolegów z Gazety Wyborczej, że reporter nie jest pisarzem. Dziś uważam, że jest. Przełom nastąpił całkiem niedawno, zacząłem rozumieć, że nie ma sensu wydzielanie gatunków, przestały interesować mnie granice gatunku i tego konkretnego również. Uważam, że to co robię to opowiadanie historii i ja akurat korzystam z narzędzi dziennikarskich do tego - zaczął Filip Springer.
Wpisując w wyszukiwarkę Filip Springer najczęściej pojawiającymi się hasłami są przestrzeń, krajobraz, architektura, miasto oraz tłumacz architektury i kolekcjoner wizualnych absurdów. I z tym dzisiejszy gość może się zgodzić, ponieważ architekturą i krajobrazem opowiada historie i w nich stara się te historie odnaleźć.
- Konsekwencjami tego są zdjęcia brudnych ulic, rozpadających się budynków czy śmieci otagowane moim nazwiskiem na facebook'u. Dostaję masę zdjęć brudu, syfu, kiczu z dopiskiem „skojarzyło mi się z tobą” - opowiadał Springer.
- Dla mnie punktem wyjścia jest przestrzeń, a architektura jest dla mnie narzędziem formowania tych przestrzeni - dodał.
Następnie opowiedział nieco o książce „Miedzianka. Historia znikania”, której bohaterowie interesowali pisarza dopóki ich losy związane były z tytułową kopalnią. Podkreślał, że nie idzie za człowiekiem, a za miejscem. To w miejscach „upycha” ludzi.
Prowadząca zapytała go także o to, dlaczego od 2,5 roku nie wydał ani jednej książki. Springer opowiedział o konieczności zmiany życia - urodziło mu się bowiem dziecko.
- Uwielbiam pracować. Wszystkie kolejne książki wynikały z głodu pisania i możliwości pisania. Ale taki tryb życia prowadzi do tego, że człowiek zaczyna się męczyć. Książka „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” wydana w 2016 r. była przełomowa nie tylko dlatego, że wtedy urodziło mi się dziecko, ale było to męczące doświadczenie reporterskie, jakie kiedykolwiek miałem. Sama ta podróż trwała 6 miesięcy, zbieranie materiałów trwało od rana do wieczora. Byłem po tym skrajnie zmęczony fizycznie i psychicznie - relacjonował.
Od tego momentu pracuje 8 godzin, no chyba, że wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu materiałów do nowej książki. I tak było z książką, która ukaże się jeszcze w tym roku.