O tym, że w Kutnie nie brakuje bezdomnych wiadomo od dawna. Jedni tułają się po pustostanach, a drudzy wybierają życie pod mostem. Tak było m.in. ze Stanisławem Wasilewskim. Mężczyzna został porzucony przez rodzinę i został skazany na bezdomną samotność. Los nie był dla niego łaskawy i w zeszłym roku spędził kilka miesięcy pod mostem przy Troczewskiego. Mężczyzna w końcu trafił do noclegowni, jednak jego śladem poszli kolejni kutnianie.
Na początku tegorocznych wakacji przy Troczewskiego pojawiło się kilku bezdomnych. Mieszkańcy, szczególnie w upalne dni, mieli dosyć kloszardów od których smród było czuć na kilka metrów. Po naszej publikacji sprawą zajął się sanepid i kutnowski magistrat. Problem zniknął, ale tylko na kilka dni. Bezdomni przenieśli się z Troczewskiego na Łąkoszyńską.
- Często jeżdżę tędy do pracy. Pewnego dnia zauważyłem półnagiego mężczyznę, którzy przechodził przez ruchliwą trasę i czmychnął przez most. Później okazało się, że to jeden z bezdomnych, którzy tam żyją - mówi Jacek Kamiński. - Dla mnie to nic nowego, ale dla podróżnych z całej Polski może to być znak rozpoznawalny Kutna. Mam nadzieję, że ktoś zrobi z tym porządek.
O sprawie ponownie poinformowaliśmy magistrat, który ma zająć się bezdomnymi z Łąkoszyńskiej. Bezdomni są kierowani przez pracowników magistratu i MOPS-u do noclegowni. Jednak żeby tam się dostać, należy być bezwzględnie trzeźwym. Większość z kloszardów nie spełnia tego podstawowego wymogu i ląduje pod mostem lub w pustostanach. Zdaniem strażników miejskich i pracowników MOPS-u walka z bezdomnymi może zostać porównana do walki z wiatrakami...