- Czy musi dojść do wybuchu aż wreszcie ktoś zainteresuje się tym tematem? - denerwuje się jeden z mieszkańców Bogdan Rosiak. - Dwa razy zgłaszaliśmy problem do gazowni. Pracownicy firmy przyjechali, popatrzyli i stwierdzili, że to nie ich wina, po czym odjechali i zostawili sprawę niezałatwioną.
Tymczasem Emilia Tomalska, rzeczniczka Polskiej Spółki Gazownictwa Oddział w Warszawie twierdzi, że pracownicy zareagowali w sposób odpowiedni.
- Ocena sytuacji wskazała na zapach propanu-butanu, miejsce identyfikacji zapachu było położone w bezpośrednim sąsiedztwie bocznicy kolejowej. W związku z tym za najbardziej prawdopodobne źródło zapachu uznany został wyciek z cysterny kolejowej - twierdzi E. Tomalska.
Takie tłumaczenia nie satysfakcjonują kutnian, którzy twierdzą, że gazownia powinna sprawę wycieku przekazać dalej, a nie "umyć ręce".
O problemie poinformowaliśmy już Straż Ochrony Kolei, która obiecała zlokalizować źródło wycieku i niezwłocznie je usunąć.