reklama

Gość KCI: Romuald Stelmach

Opublikowano:
Autor:

Gość KCI: Romuald Stelmach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaNiebawem mija dziesięć miesięcy pracy Romualda Stelmacha na stanowisku dyrektora Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Kutnie. O problemach kutnowskiego szpitala i o tym, co udało się w tym okresie załatwić, rozmawia z dyrektorem Stelmachem Łukasz Janikowski.

Ł.J.: Panie Dyrektorze, na początek zapytam o coś, co jest obawą bardzo wielu mieszkańców powiatu kutnowskiego. Czy za kilka miesięcy będzie Pan szefem prywatnego szpitala?

R.S.: Nie ja podejmuję decyzje o zmianie formy prawnej i o przekształceniu, takie działania pozostają w gestii Rady Powiatu. Na dzień dzisiejszy nie ma żadnej koncepcji co do prywatyzacji i zmiany formuły prawnej. Szpital znajduje się w programie restrukturyzacji zobowiązań z poprzednich lat i póki co on jest decydujący. Najpierw program musi się zakończyć, ale nie ma też wizji, co będzie potem. Wizja taka jest obecnie wypracowywana i wymagać będzie szerokiej dyskusji społecznej.

Ł.J.: A czy pana zdaniem nie mamy do czynienia z prywatyzacją prowadzoną „tylnymi drzwiami? Do szpitala wchodzi klinika serca, działają prywatne stacje dializ, na dyżury przychodzą lekarze z niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.

R.S.: Uważam, że prywatyzacja tylnymi drzwiami to złe pojęcie. nikt nie zamierza zmieniać formuły działania SPZOZ. Część decyzji podejmowali moi poprzednicy, umowy są wieloletnie, często nie do końca korzystne i nie zawsze udaje się je zmienić. Są plany odnośnie nowych porozumień, priorytetem jest tutaj kardiologia interwencyjna. Podniesie ona zacznie prestiż szpitala, dzięki ich aparaturze będziemy w stanie poprawić swoje możliwości diagnostyczne. Wszystko zmierza do zawarcia umowy dzierżawy. Jestem tu jednak tylko pośrednikiem, dużo zależy od Zarządu Powiatu , pewne uzgodnienia wymagać mogą jednak akceptacji Rady Powiatu. Jeśli wszystko się uda, pierwsi pacjenci mogą być przyjęci do kliniki już w kwietniu 2009 r.

Ł.J.: Wróćmy do sprawy zakończonych niedawno negocjacji z lekarzami. Jak udało się panu ich przekonać do zawarcia porozumienia na takich warunkach?

R.S.: Moje stanowisko jest takie, że nie mam pieniędzy na jakieś nowe podwyżki. Poprzednia podwyżka nie spełniła swojego zadania, miała zapewnić obsadzanie dyżurów przez lekarzy etatowych. Podwyżkę dostali wszyscy lekarze, natomiast nie wszyscy lekarze dyżurują. Mimo nie najgorszych przecież pieniędzy nie ma chętnych. Nie stać nas na to, by jeszcze dokładać im pieniądze. Podwyżka dla lekarzy pociągnie za sobą roszczenia pozostałych grup zawodowych. Sprawa jest odłożona na koniec roku, kiedy będziemy już znali warunki finansowania w roku 2009. Chcę jednak zmodyfikować zasady pełnienia dyżurów przez lekarzy wydłużając czas ich trwania – dyżur w dzień roboczy zaczynałby się już od godziny 7.25 pozwoliłoby to na zapewnienie obsady dyżurowej w godzinach przedpołudniowych .

Ł.J.: Dwadzieścia lat temu w szpitalu w Kutnie pracowało ponad 150 lekarzy, w chwili obecnej jest ich około 60. Jak przekłada się to na obsadę lekarską? Czy są duże problemy z ustalaniem grafików?

R.S.: Jest to złożony problem. Ucieczka personelu trwa od wielu lat, taka sytuacja dotyka większości placówek. Nie ma chętnych do kształcenia w zawodzie pielęgniarki, spada liczba młodych lekarzy chcących specjalizować się w Polsce , wielu wyjeżdża za granicę . Rynek się kurczy, a wymagania wzrastają, między szpitalami jest konkurencja. Miałem problemy z anestezjologią, neonatologią, uporałem się z nimi, pojawiły się trudności na neurologii. Brakuje nam akredytacji, młodzi lekarze nie chcą przychodzić tu do pracy, bo zamknie im to drogę do zrobienia specjalizacji.

Ł.J.: Co Pana zdaniem trzeba zrobić, żeby ten niekorzystny wizerunek zmienić?

R.S.: Ciężko będzie utrzymać funkcjonowanie tego szpitala w obecnej formie. Chcemy wypracować taki model, w oparciu o formułę SPZOZ, który pozwoli na racjonalną gospodarkę, bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Kulą u nogi jest dług, który na tym szpitalu ciąży. Na dzień dzisiejszy to już 78 milionów. Gdyby nie ten dług, szpital w ogóle nie miałby problemów finansowych. Chcę doprowadzić do sytuacji, w której szpital nie będzie zadłużał się z tytułu działalności bieżącej, ale na koszty obsługi olbrzymiego zadłużenia nie mam wpływu. Mamy nadzieję, że z chwilą zakończenia planu restrukturyzacji nie będziemy musieli ponosić kosztów egzekucji komorniczych.

Ł.J.: Co dalej ze stanowiskiem dyrektora finansowego? Czy jest już następca?

R.S.: My chcemy ograniczyć wszystkie koszty. Na dzień dzisiejszy chcemy ustalić nową strukturę organizacyjną. Dotychczas były trzy stanowiska wicedyrektorskie, ja jestem zwolennikiem formuły, w której będzie jeden dyrektor i zastępca, pytanie, czy lepiej iść po linii medycznej, czy ekonomicznej. Póki co, wszystkie rozwiązania, które podjąłem, są rozwiązaniami tymczasowymi. Pani Łuczak zajmuje się finansami szpitala ze względu na trwającą kontrolę Regionalnej Izby Obrachunkowej. Jest zatrudniona w szpitalu jako audytor, ale w tej chwili pełni obowiązki dyrektora finansowego.

Ł.J. Jak pan odniesie się do powtarzających się pod pana adresem zarzutów, że jest Pan marionetką starostwa, nic Pan nie robi, a dyrektorem jest pan na ¾ etatu, a oprócz tego pracuje pan jeszcze jako lekarz.?

R.S.: Nikt otwarcie nie wystosował wobec mnie takich zarzutów. Powiem tak: nie jest łatwo zarządzać tak dużą placówką. Trzeba wykonywać wiele często bardzo drobnych działań, by zrobić krok do przodu. Wiele spraw już udało się uporządkować, ale nadal nie mamy do końca sprecyzowanej wizji, co będzie ze szpitalem po restrukturyzacji. Wiele zależy od tego, jaka będzie polityka zarządu w przyszłości. Nie jestem marionetką w jego rękach, ale wiele rzeczy muszę uzgadniać z władzami powiatu, jest to uregulowane zapisami ustawowymi. Odpowiedzialność jest po stronie dyrektora, ale decyzje bardzo często podejmuje zarząd powiatu. Moje zatrudnienie nie jest tajemnicą, na moją prośbę jestem powołany na czas nieokreślony z rozdzieleniem funkcji dyrektora i lekarza. ¾ czasu poświęcam pracy a stanowisku dyrektora, a ¼ pracy lekarza. Nie chcę tracić kontaktu z zawodem, lekarzem się jest, a dyrektorem się bywa. Kiedyś wrócę do zawodu lekarza i chcę być z nim jak najbardziej na bieżąco. Łączenie tych funkcji nie jest łatwe, ale w moim odczuciu obciążenie nie jest duże. Biorę dyżury, ale tylko w ostateczności, kiedy są problemy z zapewnieniem obsady na oddziale.

Ł.J.: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE