Statystyczna Matka Polka, która prowadzi zupełnie niestatystyczne życie - tak opisuje siebie autorka. Urodziła się i wychowała w Kutnie. W wieku 19 lat wyjechała by studiować dziennikarstwo na Uniwersytecie Śląskim w Rybniku i Katowicach. Na czwartym roku studiów pojawiła się przed nią szansa wyjazdu na studia do Hiszpanii i ten właśnie moment stał się przełomowym w jej życiu. Właśnie wtedy rozpoczęła się prawdziwa podróż. Przez Nowy Jork, Hiszpanię, Anglię, Luxemburg, Szwajcarię dotarła na Maltę. Tu wraz z rodziną osiadła „ na dłużej” i tu na małej śródziemnomorskiej wyspie wychowuje swoje dzieci.
- Przeprowadzałam się ponad 30 razy. Zawsze byłam gotowa, żeby podróżować. Na dzień dzisiejszy jesteśmy (ja i moja rodzina - dop. red) na Malcie, ale jeśli pewnego dnia podejmiemy decyzję, że będzie to inny kraj, to spakujemy się i wyjedziemy - mówiła Martyna Górniak-Pełech.
Skąd się wzięła wielojęzyczność u jej dzieci?
- Przede wszystkim nigdy tego nie planowałam - mówiła autorka książki. - Sytuacja wyglądała tak, że kiedy zaszłam w ciążę i pracowałam w Krakowie w szkole językowej ucząc hiszpańskiego, jedna z lektorek zapytała mnie "Kiedy zaczniesz mówić do swojego dziecka w języku hiszpańskim?". Ja jeszcze nawet wózka nie kupiłam, a ona chciała, żebym już mówiła do dziecka po hiszpańsku. Ona mówi, że powinnam zacząć jak najszybciej, zapytałam ją, co to znaczy, a ona na to "Wiesz co, w sumie to ty już jesteś spóźniona". Mówię sobie "Matko Święta, przecież nawet jeszcze dziecka nie ma", ale zaczęłam o tym czytać i faktycznie okazało się, że dziecka możemy uczyć już języka obcego kiedy się jest w ciąży.
Później pani Martyna zaczęła zastanawiać się z mężem nad taką naturalną formą wprowadzenia u jej dzieci wielojęzyczności.
- Pojawiła mi się wtedy pierwsza myśl, że będę mówić do dziecka w języku hiszpańskim. Powiedziałam o tym swojemu mężowi, na co on "Dobrze, to ja będę mówił po angielsku". Do tego język polski - język środowiska, dziadkowie, ciocia, wujek - opowiadała autorka książki.
Co było najtrudniejsze?
- Trudność nie polegała na tym, żeby nauczyć się języka, którym będzie mówić się do dziecka, ale to, by w mojej głowie zmienić wszystko, by swoje uczucia do nowo narodzonego dziecka wyrazić w języku hiszpańskim. Musiałam myśleć po hiszpańsku i czuć po hiszpańsku, żeby w momencie po urodzeniu matka chce coś pięknego powiedzieć musi to zrobić właśnie w obcym języku - opowiadała pani Martyna.
Jak potoczyła się dalej historia jej rodziny, skąd pomysły na kolejne przeprowadzki, dlaczego Malta (i kolejny język dla jej dzieci) oraz co z tego wszystkiego wynika - dowiedzieć można się z książki "Dzieci wielojęzyczne", którą można nabyć TUTAJ.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.