Damian Pińkowski, pierwsze kroki jako instrumentalista stawiał w wieku 9 lat w kutnowskiej szkole muzycznej. Już wtedy zapałał miłością do saksofonu, który nierozłącznie towarzyszy mu po dziś dzień. Panu Damianowi nie jest również obca gra na fortepianie, jednak to właśnie saksofon jest jego "numerem jeden". Po ukończeniu szkoły średniej popularny "Pinki"rozpoczął edukację w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. F. Chopina w Warszawie. Do niedawna wraz z kolegami ze stolicy grał w zespole jazzowym "Imagination quarter". Rok temu otrzymał jednak propozycję nie do odrzucenia i od tamtego czasu jego kariera muzyczna nabrała zawrotnego tempa.
- Kolega ze studiów - puzonista Eneja, zapytał się mnie, czy nie chciałbym dołączyć do zespołu. Tak się składało, że grupa akurat potrzebowała nowego saksofonisty. Pomyślałem sobie "czemu nie?" i tak się to wszystko zaczęło - opowiada "Pinki".
Jak mówi pan Damian, już od początku udało mu się dopasować do reszty ekipy, a w wśród jej członków odnalazł bratnie dusze, z którymi spędza czas nie tylko na próbach, czy podczas tras koncertowych, ale również w chwilach wolnych od grania.
- Nie miałem żadnych problemów z aklimatyzacją, od początku współpraca z resztą zespołu układała się znakomicie. Jesteśmy kumplami nie tylko na scenie, ale też poza nią. Czasami sami śmiejemy się, że wracamy z koncertu i dalej mamy ochotę na wspólne "posiadówki" oglądając mecz, czy grając na konsoli - mówi z uśmiechem muzyk.
Zasilenie grupy muzycznej z najwyższej półki ma jednak swoje odbicie również w życiu osobistym młodego artysty. Jak radzi sobie ze zmianami, które towarzyszą mu po dołączeniu do zespołu?
- Na początku było nieco ciężko przywyknąć do ilości koncertów. Zdarza się, że gramy 20 koncertów w ciągu miesiąca, co wcześniej było dla mnie czymś zupełnie obcym. Gramy nie tylko w Polsce, ale też zagranicą. Właśnie wróciliśmy ze Stanów Zjednoczonych, gdzie zagraliśmy w trzech miastach dla polskiej i ukraińskiej publiczności - mówi pan Damian.
- Musiałem się wyprowadzić do Olsztyna, żeby być na miejscu z zespołem, nie mogłem też dokończyć studiów, ale mimo to nie żałuję. A co do sławy, to jakoś specjalnie jej nie odczułem, a jeśli zostaję już rozpoznany, to są to sytuacje, które wspomina się z uśmiechem na twarzy - dodaje muzyk.
Życzymy sukcesów!