Janusz Pawlak to były radny miejski i dyrektor ZS im. Stanisława Staszica, a także kandydat na prezydenta Kutna. Wspólnie z Aleksandrą Bartczak wystosowali pismo do prezydenta Zbigniewa Burzyńskiego.
Szanowny Panie Prezydencie. Zwracamy się do Pana z prośbą o wprowadzenie zasady, zgodnie z którą, nowe nasadzenia drzew i krzewów, które będą realizowane przez instytucje i pracowników podległych samorządowi miejskiemu – były realizowane ze znaczącym wykorzystaniem drzew i krzewów miododajnych - czytamy w piśmie.
Zdaniem autorów listu, w ostatnich latach, zmiany klimatyczne, zmiany w strukturze rolnictwa, zanieczyszczenie środowiska oraz stosowanie agresywnych pestycydów znacznie ograniczyło populację owadów.
Obecnie prowadzona polityka państwa realizowana jest poprzez dotacje do sprzętu pszczelarskiego oraz leków dla pszczół. Niestety nawet najbardziej nowoczesny ul, będzie bezwartościowy, jeżeli pszczoły nie będą miały dostatecznej ilości pożywienia. Sadzenie takich drzew jak lipy, akacje, wierzby, leszczyny, znacznie zwiększyłoby pożytki pyłku i nektaru, który jest niezbędny do życia pszczół miodnych, trzmieli, murarek ogrodowych oraz bardzo wielu innych gatunków pożytecznych owadów.
Janusz Pawlak jest przekonany, że sadząc drzewa miododajne znacznie ułatwimy lokalnym pszczelarzom rozwój ich pasiek.
Taka polityka nasadzeń nie wpłynie na poniesione przez samorząd koszty. Koszt sadzonek wymienionych powyżej drzew jest niski i porównywalny z innymi sadzonkami. Miejsca na takie drzewo, potrzeba tyle samo, co na każde inne, a nakład pracy związany z jego posadzeniem jest taki sam. W związku z powyższym prosimy o pozytywne rozpatrzenie powyższej prośby, gdyż dzięki temu nie narażając samorządu na dodatkowe wydatki, istotnie poprawimy lokalne środowisko oraz damy dobry przykład właściwego dbania o ekologię - piszą mieszkańcy.
Czy rzeczywiście przyszłość pszczół w naszym kraju jest zagrożona?
Badanie przeprowadzone z okazji uchwalenia przez ONZ Światowego Dnia Pszczół (20 maja) pokazuje, że - wbrew obiegowej opinii - populacja pszczół w Polsce... rośnie.
Pszczelich rodzin przybywa o ok. 3–4 proc. w skali roku. Obecnie jest to 1,5 mln rodzin, w których skład wchodzi 60 mld tych owadów. Skąd więc informacje o masowym wymieraniu pszczół, czy akcje typu "zaadoptuj pszczołę"?
Chodzi o... mylne tłumaczenie. To, co w języku polskim nazywamy "masowym ginięciem pszczoły miodnej", z angielskiego oznacza bowiem zjawisko zapaści kolonii pszczelej i nie określa wymierania gatunku, a konkretnej rodziny pszczelej.
Niemniej ONZ podaje, że problemem pozostaje kwestia osłabienia różnych pszczelich kolonii i zmniejszenia się populacji dzikich pszczół. Zdaniem naukowców, ich liczebność może spadać, choć dane na ten temat nie są wystarczająco klarowne. Co więcej, wbrew krążącym informacjom, to nie pestycydy, a choroby i pasożyty wciąż stanowią największe zagrożenie dla tych owadów błonkoskrzydłych.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.