– Mamy w bloku szczury, najwięcej ich jest w piwnicy, ale jedna z sąsiadek ma jednego nawet w domu – usłyszeliśmy na miejscu.
Okazało się, że szczur dostał się do mieszkania przez rury. Schował się za jedną z szafek w kuchni. Pani Eugenia, właścicielka mieszkania, rozsypała w mieszkaniu specjalną trutkę otrzymaną od spółdzielni mieszkaniowej.
– Szczur był w moim mieszkaniu 3 dni. Zjadł trutkę i zdechł przy drzwiach wejściowych. Bałam się przebywać z nim pod jednym dachem tak długo, ale jakie miałam wyjście? – mówiła nam pani Eugenia Traczykowska, właścicielka mieszkania.
Trutkę na gryzonie widać na całej klatce schodowej. Pracownicy spółdzielni próbują w ten sposób poradzić sobie z problemem. Jednak czy mają jakiś plan awaryjny, gdyby trutka okazała się nieskuteczna?
– Rozsypujemy całe kilogramy trutki. Oczywiście, każdy lokator który przyjdzie i poprosi o trutkę to ją od nas dostanie. Nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej – mówi Jerzy Rosiński, prezes spółdzielni mieszkaniowej „Wspólny Dom”.
To co mówi prezes potwierdzają mieszkańcy ul. Hanki Sawickiej. Część z nich wskazuje na jeszcze jeden problem.
– Niektórzy wyrzucają jedzenie przez okno lub do sedesu. Nie ma się co dziwić, że szczury się zalęgły. Widać, że spółdzielnia robi co może, wszędzie wiszą kartki ostrzegające o rozłożonej trutce – mówi pani Anna Rojewska, mieszkanka osiedla.
Szczurzy problem w tym miejscu nie jest nowością. Około 5 lat temu mieszkańcy musieli zmagać się z podobnymi uciążliwościami. Jak mówią, wówczas poradzili sobie sami, nawet nie zgłaszali problemu do spółdzielni. Tym razem sytuacja jest inna.
– Ze szczurami walczymy około 4 razy w roku w różnych budynkach należących do spółdzielni – kwituje Jerzy Rosiński.