- Od początku roku otrzymaliśmy pięćdziesiąt zgłoszeń oddaleń wychowanków MOS w Nowej Wsi. W ciągu ostatniego miesiąca było dziewięć takich przypadków - potwierdza Edyta Machnik z kutnowskiej policji.
Mimo to zdaniem szefowej ośrodka Barbary Korczak, problem nie jest poważny.
- Potwierdzam, że zdarzają się pojedyncze przypadki, gdy któryś z wychowanków opuszcza placówkę, jednak nie ma mowy o jakiejś pladze i problemie, z którym sobie nie radzimy - mówi B. Korczak. - Nasz obiekt nie jest zamknięty, ale młodzież nie może go opuszczać samodzielnie. Całodobowo czuwają nad nią wychowawcy. W razie oddalenia się wychowanka, w ciągu godziny zgłaszamy sprawę policji w Kutnie oraz rodzinnej miejscowości oddalonego.
O masowej skali ucieczek z podkutnowskiego ośrodka nie wie też łódzkie kuratorium oświaty.
- W ciągu roku nie wpłynęła do nas żadna oficjalna, ani nieoficjalna skarga. Nie dotarły do nas także żadne informacje na temat nieprawidłowości w tym ośrodku - twierdzi Iwona Jachowicz.
Dlaczego młodzi wybierają życie na gigancie?
- Wiadomo, że w takim ośrodku rygor jest duży, a wiele osób ma poważne problemy z alkoholem i innymi używkami. Jesteśmy młodzi, musimy się w końcu kiedyś wyszumieć - mówi bez ogródek jeden z wychowanków.
Artykuł ukazał się w dzisiejszej "Gazecie Lokalnej".