Ewakuacje spowodowane alarmami bombowymi sparaliżowały pracę wielu urzędów i instytucji. Skala problemu jest ogromna.
- Wpisanie w Google „alarm bombowy” pozwala na oszacowanie skali zjawiska. W samym styczniu łatwo znaleźć setki relacji lokalnej prasy, wskazującej na kolejne ewakuowane podmioty. Przejrzeliśmy komunikaty prasowe, dzięki czemu możemy naszkicować zakres zjawiska – czytamy na Zaufanej Trzeciej Stronie.
Podobnych incydentów do tych, które dotykały Kutno są setki, a możliwe, że nawet tysiące. Praktycznie za każdym razem do danej instytucji czy podmiotu docierał mail z ostrzeżeniem o bombie.
- Jak do tej pory nie ogłoszono wykrycia sprawcy tych ataków. Wygląda też na to, że nigdzie faktycznej bomby nie znaleziono. W naszej ocenie możliwe są zatem dwa warianty motywacji „bombera”. Może być to ktoś, kto ma poważne problemy ze swoją psychiką, brakuje mu uznania i podziwu oraz ma spory żal do otaczającego go świata. Trudno jednak oczekiwać, by taka osoba tak doskonale ukrywała swoją tożsamość, że przez ponad miesiąc może niezagrożona prowadzić swoją niezwykle uciążliwą działalność – pisze autor artykułu na Zaufanej Trzeciej Stronie.
Jako drugą możliwość wskazano chęć odciągnięcia uwagi polskich służb tak, by w tym czasie nie zajmowały się czymś innym.
- Można się spodziewać, że wobec skali ataków w poszukiwania „bombera” zaangażowani są wszyscy funkcjonariusze o odpowiednich kompetencjach w kraju, a poszczególne służby i ich komórki organizacyjne dają z siebie wszystko, by złapać sprawcę – ten, komu się uda, będzie miał powody do dumy – czytamy w artykule.
Cały tekst znajduje się TUTAJ.