Oprócz pielęgniarek zwolnienia obejmą także lekarzy, pracowników administracji, obsługi technicznej i gospodarczej, techników medycznych, sanitariuszy. Pacjenci nie ukrywają, że taka sytuacja może negatywnie wpłynąć na świadczenie sprawnej opieki medycznej.
- Na szczęście nie muszę leżeć w szpitalu. Jestem tu tylko w związku z badaniami kontrolnymi. W ubiegłym roku leczyłem się na kardiochirurgii. Wtedy na oddziale znajdowały się trzy, cztery pielęgniarki i miały niemało pracy. Teraz ma być jedna. Przecież nie da sobie rady. Kogo poprosi o pomoc? Pacjentów? Przecież to niedorzeczne - uważa Sylwin Radke.
Wtóruje mu Józef Czajkowski.
- To nieludzkie zwalniać tyle osób - mówi. - Jestem po wylewie, mam chory kręgosłup. Boję się, że gdy trafię do szpitala nie będzie osoby, która mi pomoże.
Niedawno w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zlikwidowany został etat nocnego portiera. Teraz telefony po godz. 22 odbierają pielęgniarki.
Siostry nie chcą się wypowiadać, wszystko przez zakaz kontaktu z mediami, który obowiązuje w szpitalu. Dyrektor również nie zechciał się nam wytłumaczyć z tego rozporządzenia. Był nieuchwytny. Związkowcy nie kryją oburzenia.
- Pielęgniarki skarżą się, że nie mają czasu na odbieranie telefonów - mówi Barbara Mordzak, szefowa szpitalnej Solidarności. - Decyzję dyrektora uważam za bezsensowną.
Przypomnijmy, że związkowcy złożyli do prokuratury wniosek w sprawie nieprawidłowości, których miał się dopuścić dyrektor tej placówki. Zarzuty związkowców dotyczą niewypełniania wyroków sądowych w sprawie niewypłacania pieniędzy na Zakładowy Fundusz Świadczeń Pracowniczych w wysokości ponad 4 mln zł. Jak informuje Sławomir Erwiński, kutnowski prokurator rejonowy, na razie nie wszczęto śledztwa w tej sprawie. Toczy się postępowanie wyjaśniające.
Artykuł ukazał się w "Gazecie Lokalnej" nr 66