reklama
reklama

Rządzi Żychlinem już piątą kadencję. W czym tkwi tajemnica sukcesu burmistrza Ambroziaka?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: archiwum KCI

Rządzi Żychlinem już piątą kadencję. W czym tkwi tajemnica sukcesu burmistrza Ambroziaka? - Zdjęcie główne

Rządzi Żychlinem już piątą kadencję. W czym tkwi tajemnica sukcesu burmistrza Ambroziaka? | foto archiwum KCI

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaKiedy po raz pierwszy obejmował urząd burmistrza, był ledwie po trzydziestce. Od tamtej chwili minęło już 18 lat, a on nieprzerwanie zasiada na fotelu włodarza Żychlina. Jak Grzegorzowi Ambroziakowi udało się zwyciężać w pięciu kolejnych wyborach samorządowych? Czego zdołał dokonać w minionej kadencji, a za jakie błędy bije się w pierś? O tym wszystkim opowiada w rozmowie z KCI.
Reklama lokalna
reklama

Grzegorz Ambroziak rządzi Żychlinem od 2006 roku. W ostatnich, piątych już dla niego wyborach, zdecydowanie pokonał w drugiej turze Marka Kaczmarka, uzyskując blisko 57 procent głosów.

W czym upatruje Pan tajemnicy swoich sukcesów wyborczych, które towarzyszą Panu od 18 lat?

- Jedno słowo: zaufanie. Myślę, że wielu mieszkańców pamięta, co zastałem. W Żychlinie nie było fajnie. I pamiętają, co udało się zrobić przy tak skromnym budżecie. Patrząc na swój portfel w domu, ktoś wie, że nagle nie kupi sobie mercedesa i nie wybuduje wielkiej wilii, bo są pewne ograniczenia finansowe. Tak samo i nam przy tych ograniczeniach, nie możemy porównywać się do Kutna, większych miast. Myślę, że mimo wszystko, na przestrzeni tych kilkunastu lat, każde miejsce staraliśmy się odnowić, poprawić i zmodernizować. I szkoły, i instytucje kultury, i urząd. Sądzę, że postrzegany byłem w ten sposób, że jeśli się za coś zabierałem, to starałem się to dokończyć. Nie obiecywałem gruszek na wierzbie. Kwestia zaufania, że jak za coś się zabieram, to będzie to robione, a jednocześnie nie przedstawiałem mieszkańcom wersji, że wybuduję basen, czy jakieś inne górnolotne inwestycje, bo po prostu nas na to nie stać. I chyba przez to, że nie starałem się nadmuchiwać tego balonika, mieszkańcy ufają mi, że ich nie oszukam. I spotkałem się właśnie z tym i w kampanii wyborczej i na co dzień w pracy, że jestem osobą, która wzbudza zaufanie. Myślę, że jest to bardzo istotne, jeśli zarządza się pieniędzmi mieszkańców. Co się udało, to mieszkańcy zauważyli i to, za to, co jest źle karcą mnie i krytykują. Ale też zdają sobie sprawę, że nie wszystko dało się zrobić.

reklama

Jak ocenia Pan miniona kadencję?

- Ostatnia kadencja to była przede wszystkim obrona przed pewnymi skutkami zewnętrznymi. Bo, to co wydarzyło się na początku kadencji, czyli pandemia, to miało swoje skutki dla mieszkańców, ale też związane z finansami i z całym życiem gminy. Trzeba było pewne rzeczy pozawieszać, zmienić charakter pracy. To przebrnęliśmy. W tym czasie udało się zmienić trochę strategię, jeśli chodzi o kwestie związane z wydatkami w Domu Kultury. Ponieważ nie można było organizować koncertów i różnego rodzaju wydarzeń, to te środki zostały przeznaczone na inwestycje w Domu Kultury. 

reklama

- Później kopaliśmy się po kostkach z rządem. A raczej rząd nas kopał po kostkach, a my próbowaliśmy się przed tym bronić. Słynny Polski Ład odebrał nam mnóstwo pieniędzy z dochodów bieżących. Z portfela uciekały pieniądze przez inflację, problemy związane z kosztami energii, podwyżki najniższych wynagrodzeń. Rząd nie zrekompensował strat samorzadom. Nie zrobił tego w sposób urealniony, tylko łaskawie na koniec roku dawano nam kilka milionów zł na zasadzie "Ok, to my was teraz ratujemy". Nie ratowali nas, ratowali trochę sytuację. Utrata dochodów była rzędu 4-5 mln zł, a wsparcie dostawaliśmy 2,7 - 2,8 zł. Więc ta skala ubytków w dochodzie bieżącym była znaczna, przy stracie kosztów. Przy blasku fleszy oddawano nam pieniądze, które nam wcześniej zabrano.

reklama

- Musieliśmy szukać oszczędności. Trzeba było zaoszczędzić chociażby na sprzątaniu, bo nie było po prostu nas stać na wykonanie pewnych prac. Nie wiedzieliśmy, czy nie będziemy oszczędzać na oświetleniu ulicznym, bo też w ogólnopolskim obiegu się pojawiały obawy, że nie będzie pieniędzy na prąd, bo będzie kosztował 2-3 razy drożej. Samorządowcy pytali: "To co? Będziemy światło wyłączać?".

- Nawet jak radnym przedstawiałem kwestie dochodowe, na linii wykresu widać było załamanie dochodów. Z kwot rzędu 11 mln udziałów PIT do kwot 7,7. To są poważne ubytki w skali roku. I tak z roku do roku tego się uzbierało bardzo dużo, a apogeum to jest rok 2024. Nowy rząd ma teraz unormować dochody. Nie spodziewam się cudów, ale liczę na to, że nie będzie się nam rzucać kłód pod nogi.

Wśród największych sukcesów minionej kadencji Grzegorz Ambroziak wymienia znajdującą się na ukończeniu budowę kanalizacji sanitarnej. Udało się również zrealizować modernizację kilku waznych dróg, m.in.: ul. Kamilewskiej czy drogi przez Oleszcze.

- Kadencja stała pod znakiem walki o płynność finansową. Może najbliższe lata pozwolą wyjść gminie na prostą - podsumowuje burmistrz. 

Co nie poszło zgodnie z planem? Za jakie błędy bije się Pan w pierś?

- Kiedy widzimy pewne skutki podjętych decyzji, to jest zawsze jakaś taka refleksja, że nie ze wszystkiego człowiek jest zadowolony, zawsze myśli się, że można było coś lepiej zrobić.

- Długo żałowałem, długo biłem się z myślami pod kątem żłobka. Przez dwa lata, biorąc pod uwagę to, że analizowaliśmy koszty bieżące, właśnie ze zmianami w Polskim Ładzie, obawialiśmy się elementu związanego z dodatkowymi kosztami administracji, obsługi dyrektora itd. Tu się obawialiśmy, czy nie będziemy mieli kłopotu z utrzymaniem żłobka. Pojawiły się pierwsze informacje, ile kosztują żłobki po tym, jak dotacja już jest wykorzystana. Więc tutaj trochę żałowałem, że wcześniej ten żłobek nie powstał.

- Też takim elementem, który spędza mi sen z powiek, jest problem związany z drogą dojazdową do przedszkola. Przez wiele lat negocjacji z właścicielami nieruchomości, nie udało się dojść do prozumienia, żeby wykupić fragment działki, żeby zbudować drogę z prawdziwego zdarzenia.

- A najgorszym jest to, że za późno zabraliśmy się za komercjalizację usług naszego zakładu budżetowego. Myślę, że trzy lata wcześniej, przy tych mniejszych kosztach funkcjonowania, gdzie jeszcze inflacja tak jeszcze nie zadziałała, to być może ta decyzja o likwidacji komunikacji miejskiej, wydzieleniu w spółkę zakładu wodociągów i kanalizacji, to byłby element, który pozwoliłby trochę inaczej funkcjonować. Chociaż jesteśmy tu uzależnieni od Wód Polskich. Taryfę też zatwierdza instytucja zewnętrzna. Ale żałuję, że ze trzy lata wcześniej nie przekształciliśmy tej instytucji zakładu budżetowego w spółkę. To chyba takie największe bolączki - kwituje Grzegorz Ambroziak. 

Rozmawiał Bartosz Nowak. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama