Do dramatu doszło w połowie czerwca. Jak ustalił nasz reporter, Piotr G. otrzymał polecenie od kierownika zmiany, by sprawdzić maszynę, do której wpadają trociny. Miał otworzyć zaryglowane drzwi i wpaść do 60-centymetrowego wgłębienia, z którego nie mógł się wydostać. Zginął w strasznych męczarniach powoli dusząc się trocinami. Potwierdziła do sekcja zwłok.
Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Kutnie ze Sławomirem Erwińskim na czele.
- W dalszym ciągu trwa śledztwo w sprawie śmierci Piotra G. Przesłuchaliśmy już kilkunastu świadków, jednak ich zeznania różnią się. Opinię w tej sprawie wydadzą biegli - mówi S. Erwiński.
Niewykluczone, że śledczy zajmą się również ewentualnymi nieprawidłowościami związanymi z zatrudnieniem niektórych pracowników. Tartak przy Przemysłowej wizytowali już także pracownicy Powiatowej Inspekcji Pracy.
- Mogę potwierdzić, że kontrolowaliśmy ten zakład pracy. Obecnie czekamy, czy właściciel firmy zgodzi się z naszymi wnioskami, czy będzie się odwoływał - mówi Kamil Kałużny z PIP-u.
Po czerwcowej tragedii wciąż nie mogą otrząsnąć się najbliżsi Piotra G.
- Byliśmy dla siebie wszystkim. Ja jestem panną, a Piotrek był kawalerem. Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Mieliśmy wspólne plany, a teraz zostało mi po nim tylko zdjęcie. Świat posypał mi się jak domek z kart - rozpacza Renata Nowak, przyjaciółka. - Na pewno krzyczał, wołał i błagał o pomoc. Nie wierzę, że nikt go nie usłyszał. Zginął w najgorszych męczarniach - mówi kobieta ze łzami w oczach.