- Utrzymuję się z emerytury. Mieszkam sama, na wszystko więc nie wystarcza. Leki są bardzo drogie - opowiada pacjentka. - Byłam kilka dni w szpitalu, wróciłam do domu, po czym karetka znowu przywiozła mnie na oddział. Nie miałam pieniędzy na wykupienie recept. U ludzi jestem zadłużona, nie mam już od kogo pożyczać. Ten rząd w ogóle nie myśli o chorych emerytach.
Takich pacjentów jak pani Zofia jest niestety więcej. Stanowią około 20 procent wszystkich chorych na oddziale.
- Pacjenci potrzebują kosztownych leków. Medykamenty za 300 zł wystarczają na zaledwie trzy tygodnie. Stąd mamy wielu stałych bywalców - przyznaje bez ogródek Józef Leśnik, ordynator II Oddziału Chorób Wewnętrznych.
Coraz powszechniejsze staje się również zjawisko podrzucania osób starszych do szpitala w czasie urlopów czy świąt. Rodzina na czas wolnego pozbywa się ciężaru.
- W Kutnie to nie jest na szczęście masowe zjawisko - słyszymy od jednego z lekarzy. - Problem jednak bez wątpienia występuje. To smutne - kwituje.
Jak mówi Piotr Okoński, prezes Kutnowskiego Szpitala Samorządowego, ludzie starsi zmagają się z wieloma dolegliwościami, na przykład niewydolnością krążenia czy nerek. Jeżeli trafiają do izby przyjęć, to trudno odmówić im hospitalizacji. Powód zawsze się znajdzie i rodziny na to liczą. Podkreśla jednak, że w stanach, kiedy nie jest zagrożone życie ludzkie, najlepszym rozwiązaniem dla chorego jest pobyt w domu.