Panu Andrzejowi wtóruje kutnianka Małgorzata Tomczak. Dziwi się, że ogłoszenia nie przyklejono taśmą. Choć jednocześnie podkreśla, że miejsce reklam jest na słupach ogłoszeniowych.
Dzwonimy pod numer telefonu podany na reklamie. Odbiera kobieta, nie chce się przedstawiać. Tłumaczy, że rozwieszanie reklam zleciła firmie zewnętrznej i o problemie nie wiedziała.
Mieszkańcy uważają, że szerzeniu zjawiska winni są strażnicy miejscy, którzy nie zawsze docierają do tych, którzy za wieszanie ulotek są odpowiedzialni.
- Wiele interwencji zakończyliśmy sukcesami. To nie jest tak, że nie zajmujemy się tym tematem - mówi Ryszard Wilanowski, komendant Straży Miejskiej w Kutnie. - Schwytanie winnego jest jednak bardzo trudne. Zadzwonienie pod podany numer nie załatwia sprawy. Ludzie najczęściej nie przyznają się do winy, poza tym nie chcą się przedstawiać. Fizycznie nie możemy do nich dotrzeć. A operator telefonii komórkowej nie ma obowiązku podawać nam danych osobowych swoich klientów.
Komendant twierdzi również, że strażnicy nie mogą interweniować w przypadku słupów energetycznych czy innych obiektów. Nigdy bowiem nie wiadomo, czy właściciel obiektu nie wyraził zgody na reklamę.
Wydaje się, że reklamodawcy nadal mogą czuć się bezkarni, mimo że za rozwieszanie ulotek w miejscach niedozwolonych w grozi mandat w wysokości do 500 zł.Od marca do sierpnia straż miejska wlepiła tylko 3 mandaty za umieszczanie plakatów czy ulotek w miejscach niedozwolonych, to niewiele jak na skalę zjawiska.