Dwa nowe busy, zatrudnieni kierowcy, pomysł na nową linię Kutno-Gostynin, która ma przynieść korzyść pasażerom. To idealna recepta na świetny biznes przynoszący spore zyski, jeśli dodamy do tego doświadczenie i zaangażowanie sukces jest tylko kwestią czasu.
Z takiego założenie wyszedł przewoźnik, który planował uruchomienie atrakcyjnego połączenia na trasie, którego znalazł się Gostynin. Linia nie może jednak ruszyć przez urzędniczą opieszałość.
- Od grudnia czekam na decyzję w sprawie przyznania zgody na korzystanie z przystanków w Gostyninie. Pierwsze pismo wysłałem na początku grudnia, dopiero po kilku tygodniach dostałem odpowiedź i to odmowną - tłumaczy Marek Flejszman.
Biznesmen w innych miastach regionu otrzymywał podobne zgody bez problemu. Przedsiębiorca zakupił dwa nowe pojazdy, zatrudnił też kierowców spod Gostynina, którzy mieli obsługiwać nową linię. Teraz musi zwalniać ludzi i płacić raty za stojące w garażu pojazdy.
- Nie rozumiem, na czym polega problem i skąd ta opieszałość. Przecież w Kutnie i Łęczycy zgodę otrzymałem od razu. W Gostyninie najpierw byłem zbywany przez kilka tygodni, a potem dostałem negatywną odpowiedź. To jakaś paranoja - denerwuje się przewoźnik.
Biznesmen próbował uzyskać pomoc u burmistrza Gostynina. Niestety włodarz nie przyjął przewoźnika.
- Łatwiej chyba dostać się do papieża, niż do burmistrza. Zatrudniłem dwóch ludzi z jego miasta. Linia, którą próbuję uruchomić zwiększyłaby konkurencję na rynku. Skorzystaliby na tym też mieszkańcy. Widać w Gostyninie urzędnikom nie zależy na dobru mieszkańców - mówi M. Flejszman.
Pan Marek nadal czeka na decyzję w sprawie przystanków. Kolejny tydzień przynosi kolejne straty. Do dziś przedsiębiorca jest już stratny ponad 10 tys złotych.
W sprawie interweniowaliśmy w gostynińskim magistracie. Urzędnicy obiecują, że decyzja będzie wydana w ciągu kilku tygodni.