- Nigdy nie wiedziałam jednak, o której skończę - mówi Agnieszka Górecka. - Zdarzało się, że do wynajmowanego mieszkania wracałam już po północy. Na sen miałam tylko cztery godziny. Byłam przemęczona, tęskniłam za rodziną.
Dlatego po trzech miesiącach kobieta złożyła wypowiedzenie. Później postanowiła powalczyć w Sądzie Pracy o zaległe według niej wynagrodzenie za nadgodziny. Podczas ostatniej rozprawy przesłuchano dyrektor ds. handlowych w Pini Polonia, która rozpoczynała pracę u Włocha razem z panią Agnieszką. Zajmowały równorzędne stanowiska - były specjalistkami ds. handlu.
- Znałyśmy się już z pracy w innej firmie - mówiła podczas zeznań kobieta. - W Kutnie wynajmowałyśmy obok siebie mieszkania. Jeździłyśmy razem do pracy. Początkowo pracowałyśmy po kilka godzin dziennie. Gdy ruszył ubój zaczynałyśmy o godz. 7. Kończyłyśmy zazwyczaj po ośmiu godzinach. Sporadycznie zostawałyśmy dłużej - do godz. 16-17. Miałyśmy przecież zadaniowy tryb pracy.
Kobieta stwierdziła, że Agnieszka Górecka źle organizowała sobie czas pracy. W ciągu dnia znikała na kilka godzin. - Każdy z handlowców miał asystentkę do pomocy - mówiła. - Pani Agnieszka nie zajmowała się swoją pomocnicą. Później zostawiła ją z ogromnym bałaganem w papierach, a firmę z milionową stratą.
Była pracownica Pini Polonia tuż po rozprawie stwierdziła, że zeznania dyrektor ds. handlu są niezgodne z prawdą.
- Powiedziała, że kończyłyśmy pracę w okolicach godz. 15-16. To jest bzdura totalna. Przecież harowało się od rana do wieczora.
Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na początek grudnia. Wówczas zostaną przesłuchani kolejni świadkowie: były dyrektor generalny Pini Polonia, były handlowiec oraz obecny pełnomocnik zarządu ds. inwestycji.
Agnieszka Górecka oskarża również Włocha o mobbing. Pozew w tej sprawie już złożyła. Czeka na termin pierwszej rozprawy.