Jak opowiedział nam Adam, pomysł wyjazdu do Zony pojawił się niemal od razu, jednak na jego drodze pojawiło się wiele przeszkód, m.in. nieodpowiedni wiek, sprzeciw ze strony rodziców czy bardzo mała ilość biur podróży oferujących ekstremalne wycieczki. Sytuacja zmieniła się diametralnie kilka lat temu, nie tylko z powodu przekroczenia magicznej granicy pełnoletności.
– Ludzie zaczęli się interesować Strefą, tak samo jak ja. Powstało bardzo dużo biur turystycznych, oferty wyjazdowe były coraz ciekawsze. Wyjazd przestał wyglądać jak sztywna wycieczka szkolna, każdy mógł zwiedzać co chciał, oczywiście w bliskiej odległości od przewodników. Wraz z dobrym przyjacielem, którego poznałem dzięki serii gier od ukraińskiego studia, postanowiliśmy w tym roku wyjechać do Strefy. Oszczędzaliśmy grosz do grosza i wyruszyliśmy w nieznane.
Adam wybrał się na wyprawę do Czarnobyla na początku lipca. Razem z nim wyruszyło prawie 30 osób z całej Polski, które pod okiem przewodnika przez 10 dni zwiedzało wymarłe miasteczko. Upragnione „nieznane” okazało się dużo bardziej fascynujące niż przedstawiały to filmy czy zdjęcia.
– Wyjechaliśmy około godziny 22:00 spod Pałacu Kultury i Nauki, przejechaliśmy punkt graniczny w Dorohusku, potem jazda pomiędzy stepami, krótka wizyta w Kijowie i zwiedzanie „Muzeum Korupcji”. Mieszkaliśmy w kwaterze niesamowitego człowieka. Paweł był budowniczym 4 reaktora i późniejszym likwidatorem skutków awarii – opowiada Adam. – Każdego dnia jechaliśmy koleją eksterytorialną ze Sławutycza do Czarnobyla przez Białoruś wraz z pracownikami elektrowni, którzy nadal tam pracują w liczbie około 2 tysięcy osób.
Słuchając relacji Adama, od razu nasunęło nam się pytanie dotyczące bezpieczeństwa podczas takiej wyprawy.
– Jeżeli chodzi o kwestie promieniowania, to najbardziej niebezpiecznym miejscem jest 4 reaktor. Jest też tzw. „Oko Moskwy” i obiekt „Czarnobyl-2”, czyli dwa radary, które miały ostrzegać Związek Ra- dziecki przed atakiem rakietowym USA. Do pozostałych niebezpiecznych miejsc mogę zaliczyć wioskę Kopaczi, w której każde domostwo zasypano ziemią i piachem po awarii, dźwigi portowe w Czarnobylu oraz tzw. „Chwytak”, który zbierał gruz z dachu 4 reaktora, przez co przyjął niesamowitą dawkę radiacji – mówi Adam. – Przed wyjazdem żyłem stereotypami na temat Czarnobyla. Może nie wyobrażałem sobie zmutowanych stworzeń, jakie można było spotkać w grze, ale sprawy radiacji i promieniowania, zatrucie pyłem radioaktywnym w niektórych pomieszczeniach lub upadek z dużej wysokości. Jak wróciłem do domu to wszyscy znajomi pytali, czy w nocy świecę i promieniuję na zielono. Jeśli chodzi o zwierzęta, to spotkaliśmy jedynie mnóstwo bezpańskich psów, które czaiły się na nasze kanapki.
Ta ryzykowna wyprawa była dla naszego rozmówcy niezwykłym przeżyciem. Jak mówi, mimo wszystkich niebezpieczeństw i trudności – było warto. Jaki będzie kolejny punkt na jego mapie ekstremalnych miejsc na Ziemi? Czas pokaże.