Ogień w feralnej kamienicy pojawił się w sylwestrowy wieczór 2011 roku. Po tragicznym w skutkach zdarzeniu lokatorzy stracili niemal wszystko. Mieszkańcom kamienicy przyznano lokale zastępcze, część z nich postanowiła zamieszkać u rodziny. Władze zapewniły, że ich dom wróci do dawnej świetności. Mało, kto wierzył jednak w zapewnienia wójta. Dziś po pożarze zostały tylko złe wspomnienia, a lokatorzy chwalą sobie odremontowane mieszkania oraz gospodarza gminy, który dotrzymał obietnicy.
- Po pożarze przenieśliśmy się do wnuczka w Kutnie. Wiadomo, że rodzina pomagała nam jak tylko mogła. Jednak nam brakowało naszego miejsca na ziemi. Nareszcie czuję, że jesteśmy we własnym domu - mówi Marianna Staniszewska.
Pani Marianna urodziła się w kamienicy, którą strawił pożar. Gdy widziała zgliszcza nie mogła powstrzymać łez. Dziś, gdy odpoczywa z mężem w domu, łzy również cisną się do oczu.
- Jestem wzruszona. Całe moje życie toczyło się w tych murach. Cieszę się, że udało się wyremontować nasz dom. Teraz mogę spokojnie żyć na starość - mówi lokatorka.
Remont chwali sobie również pani Agnieszka Ziółkowska, która wróciła do oficyny z dwójką dzieci.
- Jest lepiej, niż było. Korytarze są piękne, odnowione aż miło wchodzi się do domu. Cieszę się, że wreszcie zakończono remont i możemy mieszkać we własnym domu - twierdzi kobieta.
Całość inwestycji kosztowała gminę prawie 900 tys złotych złotych. Zdaniem wójta to był konieczny wydatek.
- Obiecaliśmy mieszkańcom, że im pomożemy i dotrzymaliśmy słowa - mówi wójt Stanisław Jędrzejczak