- Podczas tego dyżuru chora zjawiła się dwa razy w szpitalu: wieczorem i grubo po północy. Dziewczyna była badana przez doktora Romana W, który miał dyżur w ramach nocnej pomocy lekarskiej. Została też skierowana na SOR do doktora Tomasza D. Pamiętam, że pacjentka nie była w tak fatalnym jak można było przeczytać w prasie - mówiła jedna z pielęgniarek. - Gdy dostała skierowanie na badanie rentgenowskie, to poszła na nie o własnych siłach.
Obie pracownice szpitala twierdziły, że w rozmowie z nimi młoda kobieta podkreślała, że nie może iść na zwolnienie lekarskie, bo pracuje na kasie w jednym z supermarketów i nie może pozwolić sobie na nieobecność w pracy w okresie przedświątecznym.
- Przecież Magda przez cały tydzień nie chodziła do pracy. Leżała w domu w łóżku. Miała skierowanie do szpitala od lekarza rodzinnego, tyle że nie chcieli jej przyjąć - mówiły po rozprawie babcia i ciocia dziewczyny.
Następną rozprawę zaplanowano na koniec sierpnia, do tego czasu dodatkowo mają się wypowiedzieć biegli lekarze z Wrocławia.
Przypomnijmy, że początkowo stwierdzili, że oskarżeni lekarze źle zdiagnozowali pacjentkę, zalecili bowiem antybiotykoterapię, która w żaden sposób nie pomogła, a jedynie opóźniła właściwe leczenie. Ponadto nie wzięli też pod uwagę sterydów, które kobieta przyjmowała na inne schorzenie.