"Brak reakcji to zaniechanie i bezprawie"
Do tego zdarzenia doszło w Siedlcu w gminie Łęczyca. Samochód potrącił owczarka długowłosego. Niestety, pies nie przeżył, ale możliwe, że stałoby się inaczej. Zwierzak miał obrożę, więc prawdopodobnie nie był bezpański, tylko ktoś nie zadbał o jego bezpieczeństwo.
- Zgodnie z relacją świadka zdarzenia, oraz komentarzami – policja przybyła na miejsce bardzo szybko i reagowała wzorowo. Niestety, dramat zaczął się później. Lekarz weterynarii, z którym Gmina ma podpisaną umowę, nie odbierał telefonu od dyżurnego policji. Próby kontaktu trwały ponad cztery godziny – informują Zwierzoluby Łęczyca.
Suczka przez ten czas leżała w ogromnym cierpieniu. Wolontariusze dodali, że po wielu telefonach i prośbach o pomoc, dopiero weterynarz z Kutna okazał serce i profesjonalizm, przyjeżdżając na miejsce.
- Nie wiemy, kim był sprawca potrącenia – odjechał z miejsca zdarzenia. Gdyby nie dwie cudowne kobiety, które zostały przy psiaku do końca, sunia konałaby w samotności i wielkich męczarniach. To właśnie one dały jej obecność i odrobinę ciepła w ostatnich godzinach życia – opisują Zwierzoluby.
Jak przypominają, zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt, gmina ma obowiązek zapewnienia całodobowej opieki weterynaryjnej w przypadkach zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt. Lekarz, który ma podpisaną umowę, ma obowiązek podjąć interwencję.
- Brak reakcji to zaniechanie i bezprawie wobec zwierząt. To nie pierwszy taki przypadek – w małych miejscowościach system kuleje. Po godzinach pracy urzędów i bez dostępności lekarzy zwierzęta nie mogą liczyć na szybką pomoc, a cierpienie przedłuża się dramatycznie – podkreślają wolontariusze.
Co robić, gdy znajdziecie potrącone lub ranne zwierzę?
- Dzwońcie na 112 lub Policję.
- Nie odchodźcie – zostańcie przy zwierzęciu, by nie leżało samo i nie cierpiało bez opieki.
- Jeśli to możliwe, dokumentujcie sytuację – zdjęcia, filmy, nazwiska świadków.
- Domagajcie się reakcji od dyżurnego i gminy – to ich obowiązek.
- Dziękujemy wszystkim osobom, które nie zostawiły suni samej, które walczyły o jej życie do końca. Ta historia musi być przestrogą i sygnałem alarmowym, że system wymaga natychmiastowej poprawy. Trzeba też zaznaczyć, że był to duży pies, w ogromnym stresie i bólu, więc nie można było przewidzieć jego reakcji – przenoszenie czy transportowanie na własną rękę mogło skończyć się dodatkowym cierpieniem zwierzęcia albo nawet pogryzieniem osób, które chciały pomóc. Najważniejsze, że pies nie został pozostawiony sam sobie – dzięki obecności świadków i Policji był zabezpieczony i miał przy sobie osoby, które towarzyszyły mu do końca – zaznaczają Zwierzoluby Łęczyca.
Jak podkreślają, świadkowie wraz z policją podejmowali przez wiele godzin próby kontaktu zarówno z lekarzem wyznaczonym przez gminę, jak i z innymi klinikami. Wszystko miało miejsce w weekend i ze słów wolontariuszy wynika, że w takie dni kontakt z weteranyrzami bywa problematyczny.
Komentarze (0)