reklama
reklama

"Hodowla" zwierząt w kamienicy. Inspektorzy zabrali pokaleczone, chore i zaniedbane buldogi

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódzkie Łódzkie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zlikwidowało hodowlę zwierząt prowadzoną w mieszkaniu w mieście. Na 30 metrach kwadratowych bytowało prawie 100 buldogów francuskich.
reklama

To była bardzo trudna interwencja. Trwał od 10 rano aż do 1 w nocy. W poniedziałek łódzkie towarzystwo wraz z powiatowymi lekarzami weterynarii zlikwidowało pseudohodowlę. Amanda Chudek, prezes TOZ, przyznaje, że udało się dzięki współpracy służb.  Zawiódł, jak dodaje, tylko Urząd Miasta Łodzi.

Zlikwidowana pseudohodowla w Łodzi. Na 30 metrach 97 psy! 

Służby na miejscu pojawiły się w poniedziałek. Najpierw lekarze weterynarii z powiatowej placówki. Kiedy interweniujący zobaczyli, z czym przyjdzie im się zmierzyć, wezwali inspektorów Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Pojawił się również Animal Patrol, policja, a nawet straż pożarna, która musiała pomóc po tym, jak właścicielka zwierząt, zabarykadowała się z nimi w mieszkaniu. 

Amanda Chudek, prezes TOZ, przyznaje, że to, co zobaczyli w 30-metrowym mieszkaniu, wstrząsnęło nimi. W dwóch pokojach stały, poustawiane jedna na drugiej, klatki, a w nich siedziały psy - zarówno szczeniaki, jak i dorosłe buldogi. Na pierwszy rzut oka było widać, że zwierzęta są chore, poranione, oblepione odchodami. 

Dodatkowo, psy miały bardzo duże problemy behawioralne. Nie wiemy, kiedy ostatnio, i czy w ogóle były wyprowadzane na dwór. Dostaliśmy informację, że tych zwierząt jest 150. Na miejscu doliczyliśmy się 97. Nie wszystkie były w klatkach, część z nich chodziła po mieszkaniu, dlatego ciężko było przejść. Pracę na pewno utrudniał nam ogromny smród amoniaku, czuć go było już przed kamienicą 
 - przyznaje szefowa łódzkiego towarzystwa. Dodaje, że nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że buldożki przetrzymywane było w warunkach rażącego niechlujstwa i zaniedbania. 

Ewidentnie mieliśmy do czynienia z pseudohodowlą, w której dochodziło do znęcania się nad zwierzętami.

Interweniujący wiedzieli, że zostawienie zwierząt w tym miejscu nie wchodzi w grę. Wymagały one natychmiastowego odbioru, dlatego z takim wnioskiem służby zwróciły się łódzkiego magistratu. Niestety, przez cały poniedziałek, decyzja nie została podjęta. Późnym popołudniem, jak informuje nas TOZ, dowiedzieli się, że zostanie ona podjęta nie w trybie pilnym, ale normalnym. 

Zawiódł tylko Urząd Miasta Łodzi, a zwłaszcza Wydział Ochrony Środowiska, który nie udzielił zwierzętom żadnej pomocy. Spotkaliśmy się nie tylko z brakiem znajomości przepisów ustawy o ochronie zwierząt, ale przede wszystkim z brakiem empatii i człowieczeństwa wobec cierpiących zwierząt. 

Służby obecne na miejscu nie zamierzały się jednak poddawać i czekać na decyzje magistratu. Dzięki Fundacji Judyta, Załodze Buldoga, Stowarzyszeniu Ochrony Praw Zwierząt JAZGOT, Centrum Zwierzak, udało się zapewnić czworonogom bezpieczne schronienia i opiekę weterynaryjną. 

Wysłaliśmy prośbę o komentarz w tej sprawie do Urzędu Miasta. Stanowisko magistratu przedstawimy, kiedy otrzymamy odpowiedź. 

"Hodowla" z Łodzi była zarejestrowana w ogólnopolskim stowarzyszeniu 

Na miejscu interwencji obecny był przedstawiciel Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Psa Rasowego Kennel Club - Bartłomiej Juszczak. Jak się okazało "hodowla" była zarejestrowana właśnie w tym związku. Była, do wczoraj, kiedy to została zawieszona. We wtorek zarząd ma podjąć decyzje, o dalszym jej losie, choć ten wydaje się już przesądzony. 

My jako jedyne stowarzyszenie działające w Polsce przeprowadzamy kontrole naszych hodowców. Taka też była przeprowadzana w Łodzi w 2016 roku. Wówczas nic nie wskazywało, że dzieje się tam, coś złego 

 - mówi Bartłomiej Juszczak. Dodaje, że związek nie miał pojęcia, że jest tam tyle zwierząt. Mało tego, nigdy nie dotarły do nich żadne sygnały od osób, które kupowały szczenięta w tej hodowli, że są jakiekolwiek nieprawidłowości. Również dokumentacja weterynaryjna nigdy nie budziła zastrzeżeń, co do stanu zdrowia i utrzymania tych psów.  

Ta pani się u nas pojawiała ze swoimi buldogami, one były zadbane, my nic nie mogliśmy jej zarzucić. Teraz wiem, że to zapewne był to pewnego rodzaju kamuflaż, który miał nas zmylić. 

Pytamy przedstawiciela Kennel Clubu, czy w tym przypadku, mamy do czynienia z chęcią zarobku na psach. Przyznaje, ma dwojakie odczucia. Ponieważ był na miejscu i widział, w jakich warunkach były przetrzymywane zwierzęta, wie, że doszło tam do sytuacji, która nie powinna mieć miejsca.  Z drugiej jednak strony, pojawiają się osoby, które bronią właścicielki. Tłumaczą, że przeznaczała środki na ich leczenie, na rehabilitację. 

Ponadto, z tego, co nam udało się dowiedzieć, ona przyjmowała każdego buldoga, którym właściciele nie chcieli się już zajmować. Wiemy również, że ludzie przynosili jej zwierzętami, jak na przykład wyjeżdżali i nie mieli co z nimi zrobić. Moim zdaniem, ta sytuacja wymknęła się tej pani spod kontroli. Przykre jest to, że nikt je wcześniej nie pomógł, nie wytłumaczył, że źle robi, nie zaproponował jakiegoś rozwiązania

 - mówi Bartłomiej Juszczak i dodaje, że winni tej sytuacji są również ci, którzy widzieli, w jakich warunkach te zwierzęta mieszkały, np. kupujący, lub osoby zostawiające swoje czworonogi w jej "domu tymczasowym". 

Pytamy, dlaczego stowarzyszenie częściej nie przeprowadza kontroli u hodowców. Jak słyszymy, z powodów finansowych. Okazuje się, że wielu hodowców, nie życzy sobie takich inspekcji, dlatego przepisuje się do związków, które takich nie preferują. 

My działamy 10 lat. Przez ten cały czas wyrzuciliśmy aż 2 tysiące hodowców. Ludzie muszą wiedzieć, że pseudohodowla to nie tylko takie miejsce, o jakim mówimy na przykładzie w Łodzi. Pseudohodowla może być również prowadzona w domu, gdzie pies śpi z właścicielami, ale zbyt często rodzi szczeniaki. My chcemy takie miejsce eliminować, ale przede wszystkim musi zmienić się prawo. Uważamy, że każde stowarzyszenie powinno kontrolować swoich hodowców. 

Ruszyli na pomoc buldogom. Tak można ich wesprzeć 

Sprawa zwierząt odebrana z mieszkania w Łodzi została przekazana do prokuratury. Wszystkie psy są bezpieczne. TOZ informuje, że, po tym horrorze jaki przeżyły, zostały objęte opieką weterynaryjną i behawioralną. Już wiadomo, że koszty ich leczenia będą ogromne.

Osoby, które chciałyby pomóc, mogą wpłacać darowizny na interwencje:  Łódzkie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, ul. Piotrkowska 117, lok.19, 90-430 Łódź, konto Santander 18 1090 2705 0000 0001 1606 1967.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu tulodz.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama