reklama

Kutnianin kontra przychodnia. 'Nie udzielono pomocy mojemu synowi'

Opublikowano:
Autor:

Kutnianin kontra przychodnia.  'Nie udzielono pomocy mojemu synowi' - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaSyn w ciężkim stanie proszący o pomoc i wizyta w jednej z kutnowskich przychodni. A tam brak pomocy i opryskliwość ze strony lekarki - tak swoje zderzenie z polską służbą zdrowia opisuje rozgoryczony pan Andrzej, ojciec przejęty zdrowiem swojego syna – Damiana. Sama dyrekcja placówki w której miało dojść do zdarzenia potwierdza, że mężczyzna wraz z synem faktycznie zgłosili się do przychodni, jednak wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż opisuje to nasz Czytelnik.

Zdarzenie miało mieć miejsce 15 stycznia. Do pana Andrzeja zadzwonił jego 25-letni syn.

- Zadzwonił do mnie i powiedział, że bardzo źle się czuje. Natychmiast wsiadłem do samochodu i pojechałem po niego. Udaliśmy się do przychodni – mówi pan Andrzej (nazwisko do wiadomości redakcji).

Dalej relacjonuje, że stan syna stale się pogarszał – nie mógł przełknąć śliny, zatykało go w klatce piersiowej, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Pracownice rejestracji zareagowały błyskawicznie i powiedziały, żeby udał się do jednej z lekarek i poprosił o szybką pomoc, omijając przy tym kolejkę oczekujących pacjentów.

- Syn otworzył drzwi do gabinetu i zapytał, czy może zostać przyjęty poza kolejnością. Wtedy usłyszał „Jak to poza kolejnością?!”. Pani doktor wypowiadała te słowa w sposób donośny i nerwowy. Syn został potraktowany bardzo źle, ponieważ pani doktor może akurat nie miała humoru tego dnia – twierdzi pan Andrzej.

Pan Damian opuścił więc gabinet i ponownie udał się do rejestracji. Poprosił o swoją historię choroby, żeby prosić o pomoc medyczną w innym miejscu.

- Panie pracujące w rejestracji bardzo nam pomogły, wykazały się dużym zaangażowaniem. Dzwoniły nawet do mnie i pytały, czy stan Damiana się poprawił. Wraz z synem bardzo im dziękujemy – mówi pan Andrzej.

Mężczyzna wraz ze swoim synem pojechali do przychodni w Strzelcach. Jak mówi pan Andrzej, jego syn w drodze na miejsce czuł się bardzo źle, niemal tracił przytomność, miał problemy z oddychaniem.

- W Strzelcach nie robiono nam problemów i syn został przyjęty przez lekarza poza kolejnością. Udzielił mu tam niezbędnej pomocy. Syn po wszystkim zapytał się mnie – Tato, jak to jest w naszym kraju? Przecież my jak widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy to pomagamy, oddajemy krew, a lekarz który składał przysięgę odmawia pomocy – dodaje mężczyzna.

Pan Damian nadal znajduje się pod opieką lekarzy. Ma za sobą m.in. badania serca i żołądka. W planach są kolejne badania, m.in. neurologiczne. W ciągu ostatnich 2,5 miesiąca znacznie schudł. Mimo to, jak mówi jego ojciec, mężczyzna nadal stara się normalnie żyć, pracować i opiekować się dwójką swoich pociech.

Przychodnia: Nie odmówiliśmy pomocy

Zapytaliśmy więc u źródła, czy opisywana przez pana Andrzeja sytuacja faktycznie miała miejsce, a jeśli tak, to dlaczego pan Damian nie został przyjęty poza kolejką i nie została mu udzielona pomoc.

Z punktu widzenia pracowników przychodni sprawa nie jest tak jednoznaczna. Według nich, lekarka wcale nie wyprosiła z gabinetu swojego pacjenta, lecz poprosiła go o chwilę cierpliwości.

- Faktycznie, pan Damian wraz z ojcem, panem Andrzejem, zgłosił się do przychodni w dniu 15.01.2018r. Mimo, iż limit pacjentów w tym dniu został już wyczerpany, lekarz do którego w/w pacjent chciał się zgłosić nie odmówił przyjęcia pacjenta, prosząc o to, żeby chwilę zaczekał. Przyjęcie pacjenta poza kolejnością jest możliwe tylko w przypadkach uzasadnionych – o tym decyduje lekarz – wyjaśnia Katarzyna Pielacińska, prokurent NZOZ „Salus” Dorota Żaczek Spółka Jawna.

Dodaje, że panu Damianowi zaproponowano wizytę w gabinecie innego specjalisty. Ten jednak nie zgodził się. K. Pielacińska potwierdza, że pacjent zabrał swoją historię choroby i wyszedł z przychodni.

- Pacjent nie wyraził chęci skorzystania z porady u innego lekarza w naszej placówce, poprosił o historię choroby i opuścił przychodnię. Dziwne jest to, że Pan Damian nie skorzystał z proponowanej pomocy, mimo że mogłaby się odbyć od razu, a ojciec pana Damian (który twierdzi, że syn był w bardzo ciężkim stanie) jadąc do Strzelec ominął Szpitalny Oddział Ratunkowy w Kutnie, który jest najbardziej stosownym miejscem dla pacjentów w ciężkim stanie i wymagających natychmiastowej pomocy lekarskiej – dodaje K. Pielacińska.

Pan Andrzej tłumaczy, że na SOR nie pojechał, ponieważ w nerwach nawet o tym nie pomyślał. Uważa także, że nikt nie oferował jego synowi pomocy innego lekarza, a przynajmniej nie w dniu, w którym odwiedzili przychodnię.

- Powiedziano nam tylko, że następnego dnia od rana będziemy pierwsi w kolejce. No ale kto by tak długo czekał – mówi pan Andrzej.

Możliwe, że wszystko da się jednak wyjaśnić. Salus zapewnia, że dysponuje notatkami pracowników dotyczącymi poniedziałkowego zdarzenia. Oprócz tego, w trosce o dobro pacjenta, pracownicy przychodni są w trakcie ustalania, czy całe zajście zostało zarejestrowane na przemysłowym monitoringu. O sprawie będzie informować.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo