Zdarzenie miało mieć miejsce 15 stycznia. Do pana Andrzeja zadzwonił jego 25-letni syn.
- Zadzwonił do mnie i powiedział, że bardzo źle się czuje. Natychmiast wsiadłem do samochodu i pojechałem po niego. Udaliśmy się do przychodni – mówi pan Andrzej (nazwisko do wiadomości redakcji).
Dalej relacjonuje, że stan syna stale się pogarszał – nie mógł przełknąć śliny, zatykało go w klatce piersiowej, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Pracownice rejestracji zareagowały błyskawicznie i powiedziały, żeby udał się do jednej z lekarek i poprosił o szybką pomoc, omijając przy tym kolejkę oczekujących pacjentów.
- Syn otworzył drzwi do gabinetu i zapytał, czy może zostać przyjęty poza kolejnością. Wtedy usłyszał „Jak to poza kolejnością?!”. Pani doktor wypowiadała te słowa w sposób donośny i nerwowy. Syn został potraktowany bardzo źle, ponieważ pani doktor może akurat nie miała humoru tego dnia – twierdzi pan Andrzej.
Pan Damian opuścił więc gabinet i ponownie udał się do rejestracji. Poprosił o swoją historię choroby, żeby prosić o pomoc medyczną w innym miejscu.
- Panie pracujące w rejestracji bardzo nam pomogły, wykazały się dużym zaangażowaniem. Dzwoniły nawet do mnie i pytały, czy stan Damiana się poprawił. Wraz z synem bardzo im dziękujemy – mówi pan Andrzej.
Mężczyzna wraz ze swoim synem pojechali do przychodni w Strzelcach. Jak mówi pan Andrzej, jego syn w drodze na miejsce czuł się bardzo źle, niemal tracił przytomność, miał problemy z oddychaniem.
- W Strzelcach nie robiono nam problemów i syn został przyjęty przez lekarza poza kolejnością. Udzielił mu tam niezbędnej pomocy. Syn po wszystkim zapytał się mnie – Tato, jak to jest w naszym kraju? Przecież my jak widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy to pomagamy, oddajemy krew, a lekarz który składał przysięgę odmawia pomocy – dodaje mężczyzna.
Pan Damian nadal znajduje się pod opieką lekarzy. Ma za sobą m.in. badania serca i żołądka. W planach są kolejne badania, m.in. neurologiczne. W ciągu ostatnich 2,5 miesiąca znacznie schudł. Mimo to, jak mówi jego ojciec, mężczyzna nadal stara się normalnie żyć, pracować i opiekować się dwójką swoich pociech.
Przychodnia: Nie odmówiliśmy pomocy
Zapytaliśmy więc u źródła, czy opisywana przez pana Andrzeja sytuacja faktycznie miała miejsce, a jeśli tak, to dlaczego pan Damian nie został przyjęty poza kolejką i nie została mu udzielona pomoc.
Z punktu widzenia pracowników przychodni sprawa nie jest tak jednoznaczna. Według nich, lekarka wcale nie wyprosiła z gabinetu swojego pacjenta, lecz poprosiła go o chwilę cierpliwości.
- Faktycznie, pan Damian wraz z ojcem, panem Andrzejem, zgłosił się do przychodni w dniu 15.01.2018r. Mimo, iż limit pacjentów w tym dniu został już wyczerpany, lekarz do którego w/w pacjent chciał się zgłosić nie odmówił przyjęcia pacjenta, prosząc o to, żeby chwilę zaczekał. Przyjęcie pacjenta poza kolejnością jest możliwe tylko w przypadkach uzasadnionych – o tym decyduje lekarz – wyjaśnia Katarzyna Pielacińska, prokurent NZOZ „Salus” Dorota Żaczek Spółka Jawna.
Dodaje, że panu Damianowi zaproponowano wizytę w gabinecie innego specjalisty. Ten jednak nie zgodził się. K. Pielacińska potwierdza, że pacjent zabrał swoją historię choroby i wyszedł z przychodni.
- Pacjent nie wyraził chęci skorzystania z porady u innego lekarza w naszej placówce, poprosił o historię choroby i opuścił przychodnię. Dziwne jest to, że Pan Damian nie skorzystał z proponowanej pomocy, mimo że mogłaby się odbyć od razu, a ojciec pana Damian (który twierdzi, że syn był w bardzo ciężkim stanie) jadąc do Strzelec ominął Szpitalny Oddział Ratunkowy w Kutnie, który jest najbardziej stosownym miejscem dla pacjentów w ciężkim stanie i wymagających natychmiastowej pomocy lekarskiej – dodaje K. Pielacińska.
Pan Andrzej tłumaczy, że na SOR nie pojechał, ponieważ w nerwach nawet o tym nie pomyślał. Uważa także, że nikt nie oferował jego synowi pomocy innego lekarza, a przynajmniej nie w dniu, w którym odwiedzili przychodnię.
- Powiedziano nam tylko, że następnego dnia od rana będziemy pierwsi w kolejce. No ale kto by tak długo czekał – mówi pan Andrzej.
Możliwe, że wszystko da się jednak wyjaśnić. Salus zapewnia, że dysponuje notatkami pracowników dotyczącymi poniedziałkowego zdarzenia. Oprócz tego, w trosce o dobro pacjenta, pracownicy przychodni są w trakcie ustalania, czy całe zajście zostało zarejestrowane na przemysłowym monitoringu. O sprawie będzie informować.