Do ogrodu pana Wituszyńskiego, który znajdował się przy ul. Chodkiewicza w Kutnie, przyjeżdżały wycieczki z całej Polski, a nawet z zagranicy. Utrzymywał on kontakty z wieloma hodowcami róż z Niemiec, Francji, Anglii, a nawet Stanów Zjednoczonych. Ogród miał ok. 1 hektara powierzchni i składał się z dwóch części – tzw. starej, gdzie królował styl francuski i nowej w stylu japońskim.
W starej części rosło około 120 odmian roślin, wśród nich były też róże – ogromne klomby róż złożone z kilkuset krzewów.
- Pamiętam łany czerwonych drobnych kwiatków – Marylka wyglądała przepięknie. To jest róża nazwana tak przez dziadka na cześć mojej mamy, dlatego jest mi szczególnie bliska – wyznaje pan Piotr. – no i oczywiście róża Kutno, którą poświęcił miastu, które bardzo kochał – dodaje.
W części japońskiej znajdował się pokaźny staw z charakterystycznym mostkiem. W tej części ogrodu Wituszyński hodował ponad 1000 gatunków roślin.
- Dziadek robił cuda, ja do tej pory nie wiem jak on to robił, że kwiaty kwitły praktycznie cały czas – od maja do listopada. Był kimś wyjątkowym, jeśli chodzi o tę branżę. Poza tym to był rzadki przypadek człowieka, który robił to co kochał, szczególnie w tamtych czasach. Był pasjonatem, róże były jego życiem. Czasem do tego stopnia, że zapominał o rodzinie – wyznaje pan Piotr. - W pozytywnym sensie, oczywiście – dodaje ze śmiechem.
Dziś po magicznym ogrodzie Bolesława Wituszyńskiego zostało niewiele, ale jego zasoby są wciąż bardzo cenne – ciągle rosną tam unikatowe w skali kraju wiązy i miłorzęby, które są pomnikami przyrody – wyjaśnia pan Piotr. - Mam nadzieję, że nie wszystko zostało zaprzepaszczone i wiele drzew jest do uratowania. Jeśli powstanie plan odtworzenia ogrodu dziadka, to na pewno wesprę taki pomysł, bo jest to moim marzeniem.