Tomasz Dębowski:Za nami kolejny zlot. Jakie wrażenia ze spotkania?
Michał Krawczyński: Wreszcie znaleźliśmy miejsce, którego szukaliśmy przez dwadzieścia lat. To przepiękny teren położony wśród lasu, następny zlot z pewnością odbędzie się tutaj. Sam zlot był udany, tu należy podziękować szczególnie ludziom, którzy nam pomogli: Krzysztofowi Marciszewskiemu , człowiekowi o wielkim sercu, który nieodpłatnie udostępnił teren. Sponsorom: Mirosławowi Szatkowskiemu, prezesowi firmy Exdrob, chłopakom z A&M MotoKutno, lakierni na ulicy Jagiellońskiej, firmom Nijhof Wassink i AMZ, kutnowskiej policji oraz wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji zlotu, a których nie wymieniłem.
TD: Taki zlot nie jest łatwo zorganizować, jakie są trudności i z jakimi problemami boryka się klub?
MK: Przede wszystkim finansowymi. W klubie jest 23 członków, każdy płaci składkę 10 zł na miesiąc, więc łatwo policzyć jak małe są to pieniądze. Druga sprawa to lokal, którego w Kutnie nie ma, aktualnie klub znajduje się w moim prywatnym garażu i jakoś sobie radzimy. Jesteśmy Stowarzyszeniem Kultury Fizycznej, mimo to nie możemy liczyć na żadną pomoc ze strony miasta, które „ma nas gdzieś”. Probowałem nie raz wyciągać rękę, prosiłem o pieniądze na nagrody... nic się jednak w tej kwestii nie dzieje. Nie ma jakiegokolwiek zainteresowania ze stron władz miejskich, które po prostu nie chcą nas w tym mieście. Stąd też podjęliśmy decyzję, że nie będzie pokazów na Placu Piłsudskiego, a jedynie przejazdy przez Kutno. Jest to jednak odzwierciedlenie stosunku władz miasta do społeczeństwa, organizuje się wielkie festyny za grubą kasę dla ogółu, a o nas i wielu innych stowarzyszeniach się zapomina, tak samo jak o ludziach, którzy interesują się czymś innym, „bardziej „niszowym”.
TD: Na ile środowisko motocyklistów pokrywa się ze stereotypami utrwalonymi przez amerykańskie produkcje typu „Easy Rider” czy filmy pokazujące motocyklistów, jako członków gangów...?
MK: W latach 80-tych, gdy zaczynaliśmy, a każdy jeździł w czarnej skórze, ludzie uważali nas za „diabłów na motocyklach”, sektę... (śmiech) Dzisiaj wszystko znormalniało, przybyło motocykli, ludzie przyjęli amerykański styl życia, gdzie jest się pracownikiem firmy, a w weekend zakłada się skórę i wyjeżdża na ulicę. Świat pokazany w amerykańskich filmach to jednak inna bajka, tu nie ma żadnych gangów. Jesteśmy grupą ludzi, którzy lubią, kochają motocykle, prowadzimy jednak normalne życie, mamy rodziny, żony, dzieci, pracę.... motory to nie całe nasze życie, tylko czasami trochę nam je przesłania (śmiech).TD: Czy można porównać motocyklistów z lat 80-tych i tych dzisiejszych?
MK: W latach 80-tych w kraju była bieda, Kutno dało jednak motocyklistom bardzo dużo. Tędy przebiegał szlak kolejowy, a Rosjanie sprzedawali części, motory szmuglowane z różnych państw. Dzięki nim w Łodzi powstał klub Harleya „Number One”. Kombinowało się, kupowało części od kolejarzy, samemu składało motory. Ludzie przerabiali polskie „WSK-i”, czy „SHL-ki” na chopery, wydłużało się przód, dorabiało kierownicę i jeździło.
Dzisiaj można kupić wszystko, czasy są rewelacyjne. Jest dostęp i ogromny wybór, pamiętam jak pod koniec lat 80-tych w Kutnie był jeden „Japończyk”, a dzisiaj...? Kiedyś jeździło się tym co było, dzisiaj jest wszystko. Ciągle są jednak prawdziwi pasjonaci, którzy kochają robić motory, siedzą w garażu i „grzebią”. Zwłaszcza jeśli chodzi o starsze modele, to często jest tak, że większość roku robi się motor, żeby wyjechać nim w sezonie, a potem po kilkudziesięciu kilometrach, maszyna się rozkracza (śmiech)... są jeszcze ludzie, którzy w trasę jeżdżą z workiem części.
TD: A jak jest dzisiaj?
MK: Dzisiaj mamy jednak do czynienia także z inną grupą motocyklistów, „nowobogackimi”, którzy mają kasę, kupują nowoczesne motory, chcą się wstrzelić w nurt... taki nie grzebie się w motorach, łatwo go także poznać po ubiorze, gdzie zamiast normalnych ubrań, ma kurtkę, spodnie i rękawice „harleya”... My jednak trzymamy ze wszystkimi.
TD: Czyli wśród motocyklistów nie ma podziałów?
MK: Są, ale nie polegają na tym, że ktoś kogoś nie lubi i z nim nie trzyma. Podziałów jest tyle ile rodzajów motorów: weterani siedzą w starych motocyklach i to często w określonych modelach, „choperowcy” jeżdżą tylko na choperach, Crossowcy na crossach – lubią jazdę po lasach i wertepach i związany z tym dreszczyk emocji, a dla gości na ścigaczach liczy się tylko szybkość. Jest jeszcze niedawno powstały „super moto” - czyli tzw: cross uliczny. Do tego można jeszcze podzielić ich na nowobogackich i pasjonatów.
TD: Za rok XX-lecie klubu.... Kutno ma jednak o wiele starsze tradycje...
MK: Oczywiście, już przed wojną działał tu klub zrzeszający kilkadziesiąt osób. Wszystko na ten temat jest na naszej stronie www.bsa.kutno.pl. Kutno ma ogromne tradycje w tym zakresie, szkoda tylko, że władze miejskie o tym nie pamiętają. W przyszłym roku zorganizujemy coś naprawdę dużego, godnego XX-lecia klubu i całej historii sportu motocyklowego w Kutnie.
TD: Dziękuje za rozmowę: