- Podejmujemy działania w kierunku aktywizacji zawodowej dłużników alimentacyjnych. Niestety jak na razie tylko trzynastu z kilkuset podjęło zatrudnienie - mówi Małgorzata Pilichowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Kutnie.
Od momentu wprowadzenia funduszu alimentacyjnego urzędnicy skierowali czterdzieści sześć wniosków do starosty kutnowskiego o zatrzymanie prawa jazdy dłużnikom. W stosunku do dziesięciu osób wydano decyzje o ich zatrzymaniu. Prawie czterystu mężczyzn trafiło do Krajowego Rejestru Długów. W trzydziestu pięciu przypadkach MOPS zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa (narażenie osoby bliskiej na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych). W tej chwili szykuje kolejne pięć. Zazwyczaj działania te nie zawsze pomagają, "tatusiowie" notorycznie uchylają się od obowiązku płacenia na utrzymanie swoich dzieci.
- Mam troje dzieci - mówi kutnianka, którą spotykamy w MOPSie, chce pozostać anonimowa. - Kiedyś układało się nam z mężem, ale niestety się rozpił. Musieliśmy się rozstać. Teraz regularnie nie płaci na dzieci. Gdyby nie fundusz alimentacyjny, to nie mielibyśmy co jeść. Wiadomo, i tak się nie przelewa, ale każdy grosz się liczy.
Jak podkreślają urzędnicy, zdarza się również, że i mamy nie są do końca uczciwe - pobierają środki w ramach funduszu alimentacyjnego, a także od ojców. W takich sytuacjach mają obowiązek oddać pieniądze. Do prawdziwych dramatów dochodzi wówczas, gdy mężczyzna dowiaduje się, że nie jest ojcem dziecka, na które powinien płacić alimenty. A przecież dług mu narastał miesiącami.