- Szukanie oszczędności w obrębie personelu białego to patologia rodem z PRL-u, schizofrenia - mówi jeden z lekarzy kontraktowych (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - To przykre, że nie patrzy się na umiejętności lekarzy, ich fachową pracę. Nie wiem, jak określić zachowanie władz szpitala, może wynika ono z chęci przypodobania się organowi prowadzącemu - Starostwu Powiatowemu.
Zdaniem pracowników kontraktowych oszczędności powinno się szukać gdzie indziej. Podkreślają, że w błoto wyrzucane się pieniądze na utrzymanie budynku, którego nie wykorzystuje się go w pełni. W takich warunkach nie da się pracować, nie ma komfortu pracy - mówią.
- Jesteśmy głęboko niezadowoleni z negocjacji, za mną dwie rozmowy - opowiada anonimowo jeden z nich. - Jeśli nic się nie zmieni, to nie wiem, czy od marca będę nadal pracował w kutnowskiej lecznicy. W tej chwili mam propozycje z czterech różnych placówek.
Lekarze już teraz zastanawiają się, czy nie zerwać dotychczasowych kontraktów. Mówią, że brakuje personelu, co miesiąc pojawiają się problemy z ustawianiem dyżurów. Zdarza się, że dwóch internistów obstawia jedną trzecią wszystkich miesięcznych dyżurów.
- Pracuję tu od dobrych dziesięciu lat, ale tak źle jak teraz, to nigdy nie było - mówi jedna z lekarek. - W innych placówkach przyjmą nas z otwartymi rękoma. Jeśli lekarze kontraktowi zrezygnują z pracy w Kutnie, to szpital będzie w poważnych tarapatach, grozi mu zapaść. A przecież zespołu specjalistów nie da się zbudować w pięć minut.
Prezes lecznicy, Sławomir Zimny na każde pytanie póki co odpowiada: - Negocjacje są objęte tajemnicą, potrwają do końca lutego.