Rozmawiamy w Święto Pielęgniarek i Położnych. W tych czasach to chyba dość wyjątkowy dzień.
Tak, świętujmy. Niech dziś pielęgniarki i położne widzą, że ktoś o nich pamięta i niech wiedzą, że robią wielkie czyny.
Nawiązała Pani do jednego z pytań, które chciałem zadać. W czasach covidowych, od ponad roku, społeczeństwo bardzo dużo mówi o lekarzach, ratownikach medycznych. Czy pielęgniarki także odczuwają tę społeczną wdzięczność? Jak wygląda ta praca, służba w czasie pandemii?
Pielęgniarki wykazują się wręcz heroiczną postawą w trakcie pandemii. To one są przy pacjencie narażone na walkę z przeciwnościami losu, mając na względzie stan zdrowia pacjenta i koronawirusa, który jest nieobliczalny. Postawa pielęgniarek ich zaangażowanie i odpowiedzialność powodują, że pacjenci czują się bezpieczni, a sprawowanie opieki może być i jest bardzo obciążające w warunkach covidowych. Faktycznie, mamy sygnały, podziękowania w formie pisemnej – ale nie tylko - od wielu pacjentów bądź ich rodzin.
To podziękowania za trud, odpowiednią postawę, oddanie. Pacjenci, zwłaszcza na początku pandemii, byli przerażeni ubraniem medyków zabezpieczonych w środki ochrony indywidualnej. Dla niektórych ten fizyczny dotyk ręki osoby opiekującej się pacjentem, lekarza, pielęgniarki – on często bardzo wiele znaczy dla osoby chorej. Natomiast kombinezon, gogle, rękawiczki... to utrudnia ten bezpośredni kontakt.
Jakie są różnice w waszej pracy, kiedy od około roku zajmujecie się głównie pacjentami covidowymi od tego, co było przed pandemią? Wspomniała Pani o kombinezonach, rękawiczkach – co jeszcze jest inne?
Takie są wytyczne. Każdy, kto pracuje na oddziale covidowym i ma bezpośredni kontakt z pacjentem covidowym jest zobowiązany się do nich stosować. Dużym problemem był lęk i niepokój. W tej chwili mamy zastosowaną profilaktykę w postaci szczepień, personel jest pewniejszy. Po szczepieniach przypadków zachorowań wśród personelu jest zdecydowanie mniej, ale zwłaszcza w początkowym etapie strach przed możliwością zarażenia był duży.
Dochodzi także lęk i troska o własne rodziny, dzieci i innych bliskich. Na oddziałach covidowych pacjenci są w ciężkim stanie. To osoby, które oczekują najważniejszego leku w czasie pandemii – tlenu. Samo wykonywanie wszystkich obowiązków w kombinezonie, rękawiczkach, goglach, ewentualnie przyłbicach też nie jest proste. Powiedziałabym wręcz, że jest bardzo utrudnione. Podawanie leków, wykonywanie jakichkolwiek działań - to wielkie obciążanie fizyczne, ale i psychiczne. Zdarzały się zachorowania wśród personelu, czasami dochodziło do transmisji wirusa i chorowały całe rodziny. Potencjalne ryzyko, zwłaszcza przed szczepieniami, było duże.
Przypuszczam, że zachorowań wśród pielęgniarek nie było mało. Domyślam się, że było ciężko, ale jakoś musieliście radzić sobie z brakami kadrowymi. Jak to robiliście?
Pacjent jest najważniejszy, robiliśmy wszystko, żeby tego pacjenta zabezpieczyć. Kadra się wykruszała, podejmowaliśmy wtedy różnego rodzaju działania po to, żeby pozyskać personel, na przykład na zlecenie z innych placówek. Działaliśmy „na roboczo”, żeby dyżury i właściwe obsady były zabezpieczone. Musieliśmy stanąć na wysokości zadania. Pozyskiwaliśmy personel pielęgniarski nie tylko z naszego kraju, lecz wspomagał nas także personel z Ukrainy. To osoby również bardzo zaangażowane i pomocne. Nigdy nie zostawiliśmy pacjentów bez opieki.
Mając w pamięci to co było przed pandemią, przed pojawieniem się koronawirusa i to co działo się w ciągu ostatniego roku – jakie dostrzega Pani plusy i minusy tej służby, misji jaką jest pielęgniarstwo?
Najważniejsze jest to, że mam wspaniały, oddany personel pielęgniarski, ale nie tylko. Musimy pamiętać o położnych, to wszystko dotyczy także ich, im także należą się wielkie ukłony, wielkie podziękowania. Miałam przekonanie, że ten personel jest dobry, ale nie wiedziałam, że aż tak. Nie było sytuacji, kiedy ktokolwiek – pomimo zmęczenia, wyczerpania, obciążeń, wielogodzinnych dyżurów - odmówił pomocy w zabezpieczeniu danego działania. Mało tego – Panie położone stanęły na wysokości zadania i pracowały także na oddziałach covidowych.
Wszystkie ręce na pokład
Dokładnie. Ale początki były bardzo trudne, spotkaliśmy się z czymś dotychczas nieznanym, a informacje docierające ze świata nie napawały optymizmem. Wszyscy nam pomagali w zabezpieczeniu pacjentów. Muszę wspomnieć też o Paniach opiekunkach, sanitariuszach. Bez tych osób też byłoby nam bardzo ciężko. Ktoś musiał pomagać w transporcie, dostarczeniu leków i sprzętu na oddział.
Te grupy zawodowe były nam bardzo pomocne, należą się im olbrzymie podziękowania. Dzięki temu, że mamy takich wspaniałych ludzi, słyszymy dzisiaj te wspomniane podziękowania. Dziś dzwoniła do mnie Pani w kwiecie wieku, która przebywała w różnych szpitalach. Dziękowała za profesjonalizm i opiekę, które ją tutaj spotkały.
Wydaje mi się, że ten rok bardzo wiele Was nauczył nie tylko pod względem wykonywanych obowiązków, ale przede wszystkim o Was samych.
Poznaliśmy siebie. Poznaliśmy swoje zachowania w trudnych sytuacjach. Zobaczyliśmy, na co nas stać, co możemy zrobić. Poznaliśmy naszą postawę, postawę godną szacunku. Każdy pracownik był tutaj na wagę złota, każdy wykazał się najwyższym poświęceniem i zaangażowaniem, każdy wykazywał się czynami, których w normalnych okolicznościach może nawet by się po sobie nie spodziewał.
Nie ukrywajmy, pracowaliśmy w obliczu zagrożenia. Było ono bardzo duże zwłaszcza wtedy, kiedy nie było jeszcze profilaktyki. Nawet nieduży błąd mógł spowodować zakażenie, aczkolwiek zawsze staraliśmy się skrupulatnie zabezpieczać.
Miałem na koniec zadać pytanie, ale wydaje mi się, że to będzie twierdzenie. Chciałem zapytać, czy z obecną wiedzą, obecnymi doświadczeniami ponownie zdecydowałaby się Pani na tę służbę, ale przypuszczam, że odpowiedź jest oczywista. Zarówno w przypadku Pani, jak i pozostałego personelu.
Łza w oku się kręci, ale tak (chwila ciszy). Myślę, że nie tylko ja, ale wszystkie nasze pielęgniarki, wspaniałe kobiety, panowie pielęgniarze, położne, opiekunki. Nie chcemy już tego przeżywać, jesteśmy zmęczeni – także psychicznie - ale gdybyśmy musieli, na pewno nikt by się nie wahał. Gdybyśmy jeszcze raz decydowali o wyborze swojego zawodu myślę, że na 200 procent były to ten zawód, który obecnie wykonujemy. Ja również, aczkolwiek każdy ma pewne przemyślenia o tym, że coś można było zrobić lepiej, inaczej. Doświadczenia uczą nas pewnych zachowań.
Nie wspomniałam, że rok pandemii spowodował, że niestety dostęp niecovidowych pacjentów do lekarzy był ograniczony. Braki możliwości zabezpieczenia szpitalnego i braki w diagnostyce spowodowały pewne zaniedbania. Poza tym u niektórych osób pojawił się lęk z możliwości korzystania z placówek medycznych w obliczu pandemii. To powoduje, że trafiają do nas teraz pacjenci w ciężkich stanach, niedoleczeni, słabo zdiagnozowani. W związku z tym teraz też czeka nas wielka walka.
Zapowiada się więc na to, że póki co na wytchnienie nie macie co liczyć.
Nie. Zresztą – już mamy otwarty oddział internistyczny. Widzimy po tych kilku dniach, że w większości są tam pacjenci w bardzo ciężkich stanach. Ta walka też nie będzie łatwa.
Rozmawiał Tomasz Zagórowski
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.