reklama
reklama

Poruszające sceny na dworcu w Kutnie. Mało kto z was o tym słyszał [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Poruszające sceny na dworcu w Kutnie. Mało kto z was o tym słyszał [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
65
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WydarzeniaW świadomości wielu z nas znane są historie niemieckich obozów koncentracyjnych. Dużo mniej jednak mówi się o Marszach Śmierci, które również pełne były okrucieństwa. Właśnie mija 80 lat od momentu w którym więźniowie zmuszeni do takiego Marszu dotarli do Kutna i wyruszyli stąd do Dachau.
reklama

Wspomnienia Marszu Śmierci z Warszawy do Kutna

Tą tragiczną historię przypomniano wczoraj u stóp gmachu dworca kolejowego w Kutnie. Grupa Teatralna „od jutra” pod okiem Krzysztofa Ryzlaka przygotowała poruszającą akcję uliczną odnoszącą się do Marszu Śmierci z KL Warschau w Warszawie do Kutna.

W ramach wydarzenia gościnnie zaśpiewała Anna Lewkowicz, a o dramatycznych wydarzeniach opowiadała m.in. Bożena Gajewska ze Stowarzyszenia Grupa Przyjaciół „od jutra“, oraz Jeffrey Cymbler. Przyjechał do Kutna z USA, 80 lat temu jego ojciec i wujek przeszli w Marszu Śmierci, następnie trafili do obozu w Dachau.

reklama

Odczytano również relacje osób, które szły z Warszawy do Kutna i po wojnie złożyły zeznania.

Jak przypominano trudno wyobrazić sobie gehennę, jaką przechodzili więźniowie. Byli bici przez swoich nazistowskich oprawców. Byli głodni i spragnieni. Śmierć z rąk niemieckich żołnierzy groziła im nawet za próbę napicia się brudnej wody.

- Po 80 latach od Marszu Śmierci wydobywamy na światło dzienne fakty. Upamiętniamy w ogromnej większości bezimienne ofiary tej konkretnej, wstrząsającej formy zagłady. Upamiętniamy, by stały się wspólną pamięcią mieszkańców Kutna. Naszą pamięcią – podkreślała Bożena Gajewska.

Więźniowie szli w pasiakach i drewnianych chodakach. Mieli ze sobą jedynie blaszaną miskę. Mimo to mogli zapomnieć o jakimkolwiek jedzeniu.

reklama

- Mało znana jest społeczności kutnowskiej historia Marszu Śmierci, który Niemcy zorganizowali w dniach 28 lipca – 2 sierpnia 1944 roku dla żydowskich więźniów z obozu koncentracyjnego Warschau w Warszawie. Szacuje się, że w Marszu Śmierci z KL Warschau do Kutna mogło zginąć nawet dwa tysiące osób. Nie da się obrazem ani słowem opisać tego, co przeżywali więźniowie podczas morderczego i wyniszczającego marszu – mówiła Bożena Gajewska.

Tragedia tysięcy osób

Jeffrey Cymbler dziękował wszystkim obecnym na wydarzeniu za to, że postanowili uczcić pamięć o tych, którym niemiecki okupant dosłownie zgotował piekło na ziemi. 

reklama

Jak wspomnieliśmy w tym gronie znaleźli się jego bliscy. Mówił m.in. o swoim dziadku, który zginął w Auschwitz. To tam ostatni raz widzieli się z nim ojciec i wujek Jeffreya Cymblera przed tym, jak z Oświęcimia przeniesiono ich do obozu w Warszawie.

- Dokładnie 80 lat temu mój 16-letni ojciec i jego starszy brat przybyli na tę stację kolejową po pięciu dniach marszu i przebyciu ponad 125 kilometrów. Mój ojciec urodził się w Zawierciu na Śląsku. Był najmłodszym dzieckiem swoich rodziców. Oprócz brata miał trzy kochające siostry. Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę mój ojciec miał 11 lat. W 1942 roku mój ojciec i jego rodzina zostali zmuszeni do opuszczenia domu i zamieszkania w małym mieszkaniu w gettcie. Większość Żydów została zmuszona do pracy w dużej fabryce Luftwaffe. Naprawiali mundury wojska wracającego z frontu. Na szczęście niemiecki dowódca fabryki był porządnym człowiekiem. W wieku 14 lat mój ojciec został skierowany do pracy w fabryce i przydzielony do kontroli wszystkich gaśnic – wspominał Jeffrey Cymbler.

reklama

Pomimo starań niemieckiego dowódcy getto zostało zlikwidowane. Rozstrzelano tych, którzy stawiali opór, albo próbowali ucieczki. Tysiące Żydów wysłano do Auschwitz. Wśród nich byli rodzice ojca Jeffreya Cymblera, jego trzy siostry, a także członkowie jego dalszej i bliższej rodziny. 

Ostatecznie do obozu śmierci Auschwitz trafili również jego ojciec i wujek.

Potem – jak pisaliśmy powyżej – obaj trafili do obozu w Warszawie. Stamtąd przemaszerowali do Kutna, gdzie wspólnie z innymi zostali wepchnięci do bydlęcych wagonów i przetransportowano wszystkich do obozu koncentracyjnego w Dachau.

We wczorajszym wydarzeniu brali udział także przedstawiciele kutnowskiego samorządu na czele z zastępcą prezydenta Zbigniewem Wdowiakiem.

- Myślę, że dzięki temu wydarzeniu został spopularyzowany epizod z dziejów Kutna, który nie jest szerzej znany. To jest ważne, że nasze wyobrażenie o holokauście w Kutnie to nie tylko to, co miało miejsce w gettcie, ale również Marsz Śmierci, który miał tutaj swój przystanek. Dodam, że profesor Harvardu Daniel Goldhagen w pracy "Gorliwi kaci Hitlera" mówił o tym, że Marsze Śmierci to jeden z najbardziej charakterystycznych przejawów eliminacyjnego antysemityzmu Niemców – mówił wiceprezydent Kutna, Zbigniew Wdowiak.

Historia trudna do zbadania

Jaka jest historia Marszu Śmierci, który dotarł do Kutna? Szczegółowo pisała o nim Bożena Gajewska.

- W końcu lipca 1944 r., gdy do Warszawy zbliżała się Armia Czerwona, kilka dni przed wybuchem powstania w Warszawie ogłoszono więźniom, że obóz koncentracyjny KL Warschau jest likwidowany, a więźniowie zostaną przeniesieni do innego obozu. 27 lipca 1944 r. rozpoczęła się likwidacja obozu koncentracyjnego Warschau – Gęsiówka. Na dużym placu apelowym ustawiła się cała załoga obozu. Dowódca KL Warschau , oficer SS, który zazwyczaj  przyjmował apel z siodełka ciężkiego motocykla, ogłosił we wszystkich możliwych językach używanych w obozie, że więźniów czeka 120-140 km marszu. Ci, którzy nie czuli się dostatecznie silni, by podołać marszowi, zostali wezwani  do zgłoszenia się - obiecano im transport wozami konnymi. Około 400 więźniów niezdolnych do wymarszu, którzy się zgłosili, Niemcy rozstrzelali na terenie obozu razem z 200 pacjentami izby chorych. W KL Warschau pozostało jeszcze około 400 więźniów przeznaczonych do pracy przy ostatecznej likwidacji obozu – opisuje kutnowska regionalistka.

28 lipca 1944 r. rozpoczął się wyniszczający więźniów marsz. Około 4000 więźniów zmuszono do pieszego marszu do Kutna. Oddział liczący 250 ludzi, do którego należało też wielu funkcjonariuszy z psami, został wzmocniony żołnierzami z Wermachtu z powodu "zagrożenia bandami" w Generalnym Gubernatorstwie. 

- Oddział wartowniczy narzucał więźniom szybkie tempo marszu. Jego trasa przebiegała wzdłuż linii kolejowej Warszawa-Berlin, przez Sochaczew, Łowicz do Kutna. Nic nie jest w stanie opisać nawet w przybliżeniu tego kilkudniowego marszu śmierci i dalszego transportu do Niemiec. Więźniowie, którzy już przed marszem byli wygłodzeni i wyczerpani, chorzy, większość w drewnianym obuwiu, w upale ostatniego dnia lipca, upokorzeni, popędzani, bici, bez wody, bez jedzenia, musieli doznać nieopisanego cierpienia, lub ponosić straszną śmierć – dodaje B. Gajewska.

Po trzydniowym marszu więźniowie dotarli do Kutna, ówczesnego węzła kolejowego w południowej części Kraju Warty, gdzie po raz pierwszy dostali wodę  i jedzenie. 

W niewielkim lesie czekali dwa dni na dalszy transport. 2 sierpnia 1944 r. na dworcu kolejowym w Kutnie zostali wtłoczeni do bydlęcych wagonów, 6 sierpnia dotarli do Dachau. 

- Stan zdrowia więźniów był tak bardzo zły, że komendant obozu koncentracyjnego w Dachau Eduard Weiter poskarżył się w tej sprawie dowódcy transportu, Alfredowi Kramerowi – pisze Bożena Gajewska.

Regionalistka z naszego miasta zauważa, że Marsze Śmierci są dużo słabiej zbadane i mniej znane niż historia obozów koncentracyjnych. Przez to czasami przytaczane dane są danymi szacunkowymi.

- W większości przypadków brak jest oficjalnej dokumentacji, gdyż władze niemieckie unikały pozostawienia jakichkolwiek śladów swoich zbrodni na piśmie. Także sam przebieg marszów nie był przez niemieckich nazistów dokumentowany. W tej sytuacji jedynym źródłem wiedzy na temat historii Marszów Śmierci są zeznania, świadectwa i wspomnienia więźniów, którzy przeżyli  to piekło. Problemem w odtworzeniu tamtych wydarzeń są zatarte wspomnienia, nieścisłości w zeznaniach, czasem podawane sprzeczne dane przez Ocalałych. W zeznaniach dotyczących Marszu śmierci z KL Warschau do Kutna składanych po zakończeniu II wojny światowej Ocalali podają czasem różne nazwy miejscowości, przez które marsz się odbywał, rozbieżne nazwy rzek, przy których się zatrzymywali, inaczej przedstawiają czas pobytu w poszczególnych miejscach odpoczynku – wylicza B. Gajewska.

Organizatorem wczorajszego wydarzenia było Stowarzyszenie Grupa Przyjaciół „od jutra“. Patronat nad nim objęła Kutnowska Rada Pamięci Narodowej, a partnerem był Kutnowski Dom Kultury.

Jak wczoraj podkreślano, wydarzenie upamiętniające pamięć o tych tragicznych wydarzeniach nie mogłoby się odbyć, gdyby nie otwartość PKP, dzięki której wszystko mogło odbyć się na terenach dworca w Kutnie.

Z kolei Muzeum Powstania Warszawskiego użyczyło fotografie użyte w trakcie ulicznej akcji w Kutnie.

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama